Jej włosy lśniły w
promieniach słońca,
w oczach gwiazdy
błyszczały,
a on przyglądał
się temu bez końca,
bez jakiejkolwiek
miary.
Stali tam razem,
na brzegu rzeki,
wpatrzeni w rwący
nurt,
i nawet pszczoły z
pobliskiej pasieki
czuły jego wiele
ról.
Mimo tego pięknego
obrazu
nic nie wyrażało
słów,
lecz dusza
zbudzona w pewnym malarzu
pozyskała z tego
słodki miód.
Widział ich
spojrzenia ukradkowe,
których oni nie
spostrzegli,
gdy wciąż
odwracali głowę,
sprawiając
wrażenie odległych.
Rzekłbyś: miłość
nie wybiera,
czasem i drogi
znaleźć nie może.
I nawet piękna
Wenera
tutaj nie pomoże.
A malarz wciąż
patrzył, wciąż stał
i wciąż swój obraz
rysował,
a czas dalej gnał
i gnał,
chwile te
obramował.
Aż w końcu artysta
skończył swą pracę
i wręczył prezent
nieznajomym,
nie chcąc za to
żadnej płacy,
pokręcił głową i
odszedł skupiony.
Spojrzeli razem na
dzieło malarza,
zaskoczeni tą
interpretacją,
stali wraz z
gromadką dzieci,
na rękach
trzymając malca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz