środa, 26 grudnia 2012

Rozdział II - Miejsce zbrodni

     Zasnął dopiero o piątej nad ranem i prawie wypoczęty obudził się dwie godziny później. Z zasypanymi oczami skierował się w kierunku kuchni i już z daleka poczuł rozchodzący się aromat świeżo zaparzonej kawy. Korzystając z tego, że jego matka szukała czegoś w lodówce, chwycił kubek i upił z niego spory łyk.
      - Pyszne - oznajmił i uśmiechnął się z zadowoleniem. W tym momencie Martha obróciła się i spojrzała na niego karcącym wzrokiem.
      - Ile razy mam powtarzać, żebyś nie pił mojej kawy? - zapytała, kierując się w kierunku ekspresu.
      - Ale ta kawa jest tak pyszna, że nie da się jej nie pić - oznajmił.
      - Och, Richard, gdybyś nie był moim synem, nie miałbyś takiego wyczucia smaku - zaśmiała się.
      - Zapewne - potwierdził.
      - Jaki masz plan na dziś? Czekasz na telefon o morderstwie? - zapytała, czekając, aż ciepły napój wypełni filiżankę.
      - Nawet nie mam numeru do Kate - oznajmił ze smutkiem w głosie.
      - A co powiedział burmistrz?
      - To długa historia. Ale wszystko wskazuje na to, że nie załatwi mi pracy na posterunku - odparł, a jego twarzy wyrażała jeszcze większy smutek.
      - Och, kiddo - szepnęła i wyciągnęła do niego swoją rękę, ale on tylko podniósł dłoń w geście obrony.
      - Spokojnie, mamo. To jeszcze nie koniec - zapewnił.
      - Nie? To co masz zamiar zrobić? - zapytała, przyglądając mu się.
      - Wprowadzić w życie plan B - oznajmił z dumą i powędrował myślami do swojego świata.

      W tym samym czasie Kate obudziła się, słysząc swój głośno dzwoniący budzik, który jeździł po pokoju i zmusił kobietę do podniesienia się z łóżka.
      - Nigdy więcej nie przyjmę prezentu od Ryana i Esposito - sapnęła, kiedy w końcu złapała przedmiot i wyłączyła go. Musiała przyznać, że chłopaki mieli talent do trafiania z prezentami. Ten budzik nie tylko ją budził, ale też zmuszał, by podniosła się z łóżka i go wyłączyła. Uśmiechnęła się i pokręciła głową, po czym skierowała się w kierunku łazienki. Szybko wzięła zimny prysznic, który obudził jej ciało. W ręczniku weszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Nigdy nie miała czasu, by zrobić zakupy, dlatego nie było zbyt dużego wyboru w produktach żywnościowych. Postawiła na płatki z mlekiem i obiecała sobie, że dziś po pracy na pewno wybierze się do sklepu. Piętnaście minut później otworzyła szafę i wyciągnęła z niej wygodne rurki i białą bluzkę. Całość dopełniła czarną marynarką i wysokimi szpilkami w tym samym kolorze. Delikatnie pomalowała usta bezbarwnym błyszczykiem i rozpuściła włosy. Założyła beżowy płaszczyk i włożyła do jego kieszeni portfel i telefon. Chwyciła klucze i otworzyła drzwi. W tym samym momencie ktoś stanął tuż przed nią z ręką podniesioną i gotową do pukania.
      - Dzień dobry - powiedział mężczyzna i uśmiechnął się szarmancko. - Przechodziłem obok i...
      - Castle, naprawdę, daj sobie spokój - odparła i wyszła z mieszkania, po czym zamknęła je i skierowała się w kierunku schodów.
      - Poczekaj! - krzyknął pisarz i podążył za nią, ale ona zamknęła mu drzwi prowadzące do schodów tuż przed nosem. W myślach złościła się na siebie, że dzień wcześniej wolała wrócić na nogach do domu i z samego rana udać się na spacer do pracy.
      - Ej, przecież pracujemy razem! - krzyknął tuż za nią, a ona zatrzymała się natychmiast.
      - Nie, my nie pracujemy razem - sprostowała. - To ty łazisz za mną bez przerwy i nie dajesz mi spokoju.
      - A czy to jakaś różnica? - spytał, stając tuż obok niej.
      - Owszem, to ogromna różnica - oświadczyła i ponownie ruszyła w dół. Castle jednak się tym nie zraził i kontynuował swoje przymilanie się.
      - Przeniosłem ci kawę.
      - Och, to miłe, ale ją już jedną piłam - skłamała - a niezdrowo jest mieć za dużo kofeiny we krwi.
      - No cóż... Jak minęła ci noc? - zapytał, wciąż kontynuując swoją grę.
      - Upojnie - stwierdziła, śmiejąc się w duchu. - A tobie?
      - Cały czas myślałem o tobie - oznajmił, mając nadzieję, że to przyniesie jakiś skutek. Niestety, rozczarował się.
      - Widzisz, ja o tobie zapomniałam - skłamała. - I miałam nadzieję, że już cię więcej nie zobaczę - powiedziała ze spokojem i obróciła się do niego, czekając na przejściu na zmianę światła. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, kiedy zobaczyła wyraz zaskoczenia na twarzy mężczyzny. Po chwili zapaliło się zielone i kobieta ruszyła w dalszą drogę. Pisarz podążył tuż za nią.
      - A skąd wiesz, że jednak nie przekonałem burmistrza? Może to jeszcze nie był koniec naszej współpracy - stwierdził, sapiąc. Nie spodziewał się, że ta kobieta będzie miała aż tak dobrą kondycję. Teraz zorientował się, że ciężko było mu za nią nadążyć.
      - Gdybyś dostał to, co chcesz, to na pewno teraz nie szedłbyś za mną przez całe miasto - stwierdziła i posłała mu spojrzenie, które mówiło, że doskonale zorientowała się, co on próbuje osiągnąć.
      - Kate...
      - Dla ciebie detektyw Beckett - przerwała mu.
      - Zatem, detektyw Beckett, nie zrobisz dla mnie małego wyjątku? - spytał, patrząc się na nią prosząco.
      - Żartujesz sobie ze mnie? - odparła i w tym momencie rozległ się dzwonek jej telefonu. Wyciągnęła go z kieszeni i odebrała: - Beckett... Gdzie?... Jestem akurat niedaleko. Zaraz tam będę - oznajmiła, po czym rozłączyła się i gwałtownie skręciła w prawo. Pisarz podążył za nią bez słowa. Wiedział, że jeśli chce udać się z nią na miejsce zbrodni, nie może jej przeszkadzać. Po chwili znaleźli się w zaułku. Kate przeszła pod taśmą policyjną i powiedziała do jednego z funkcjonariuszy:
      - Hej, Tom. Pod żadnym pozorem nie wpuszczaj tu tego mężczyzny - oznajmiła, wskazując na Castle'a, po czym szybkim krokiem skierowała się w kierunku zwłok. Słyszała jeszcze, jak Rick krzyczał:
      - Beckett, nie możesz mi tego zrobić! Znam burmistrza!
      Uśmiechnęła się i miała ochotę odwrócić się i powiedzieć, że ona też go zna, bo to jej wujek, ale nie mogła tego zrobić, ponieważ w ten sposób straciłaby swoją przykrywkę. Powstrzymała się ostatkiem swojej woli i podeszła do zespołu.
      - Cześć - przywitała się. - Co dziś mamy?
      - Mężczyzna po trzydziestce zamordowany strzałem z bliska w klatkę piersiową - powiedział Ryan, patrząc na ciało. - Nic przy nim nie znaleziono i jeszcze nie został zidentyfikowany.
      - Na dodatek nie zdejmę tak szybko odcisków palców, bo opuszki zostały wypalone - wtrąciła się Lanie.
      - W takim razie trzeba przeszukać teren w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów tożsamości - oznajmiła Beckett.
      - Już to zleciłem mundurowym - powiedział Esposito, który właśnie do nich podszedł.
      - Czyli ktoś się chciał postarać, żeby to była zbrodnia doskonała - stwierdziła detektyw, jak zobaczyła wypaloną twarz ofiary, gdy przewrócili ciało na plecy.
      - Ale my możemy udowodnić, że to na pewno nie była zbrodnia doskonała - odparł Esposito i na twarzach wszystkich pojawił się lekki uśmiech.
      - Lanie, co masz mi jeszcze do powiedzenia? - zapytała Kate, przyglądając się zamordowanemu.
      - Ciało zostało tu przeniesione i nie widać śladów krwi, więc to na pewno nie jest miejsce zbrodni. Skóra została spalona już po śmierci, dlatego wiemy, że nasza ofiara nie cierpiała. Resztę powiem ci po zbadaniu denata w laboratorium - odparła.
      - Ryan, przepytaj mieszkańców i osobę, która znalazła zwłoki - zleciła.
      - Się robi - powiedział i ruszył w kierunku ulicy. Natomiast Kate podniosła się i spojrzała w kierunku taśmy. Rick wciąż tam stał i uważnie ją obserwował.
      - Javier, jedziesz może na posterunek? - zapytała z nadzieją.
      - Tak. A co? Podrzucić cię gdzieś?
      - Dobrze by było - odparła i uśmiechnęła się z wdzięcznością. W tym samym momencie Esposito zobaczył Castle'a i pokręcił głową. Po chwili ruszyli w kierunku samochodu i detektyw w ogóle nie zwróciła uwagi na pisarza, który ewidentnie chciał się czegoś dowiedzieć. Zatrzasnęła drzwi auta i pomachała mężczyźnie na pożegnanie. Jednak Castle po raz kolejny nie poddał się tak łatwo. Gdy tylko zobaczył, jak samochód znika za zakrętem, szybko ruszył w kierunku budynku, do którego przed chwilą wszedł Ryan. Poczekał, aż mężczyzna skończy rozmawiać, po czym podszedł do niego i powiedział:
      - Cześć. Widzę, że zaczął się ciężki dzień.
      - Cześć, Castle - przywitał się. - Dzień może i ciężki, ale Beckett na pewno i tak szybko znajdzie mordercę - stwierdził.
      - No właśnie, jak tam śledztwo? - dociekał.
      - Przecież nie mogę ci powiedzieć. To tajemnica.
      - Ryan, nie bądź taki.
      - Castle, na pewno nie będziemy rozmawiać w tym miejscu. Ja mam swoją pracę, ty swoją. Inaczej Beckett mnie zabije.
      - Beckett się nie dowie. Obiecuję.
      - A jesteś w stanie zidentyfikować zwłoki? - zapytał Kevin, jakby długo nad czymś myślał i w końcu wpadł na jakiś pomysł.
      - Jeśli to ktoś ze sławnych ludzi lub ktoś, kogo mogę znać, to nie ma problemu.
      Mężczyzna wyciągnął zdjęcie z miejsca zbrodni, po czym rozejrzał się po korytarzu i podał je pisarzowi. Castle przyglądał się fotografii, mając dziwne wrażenie, że skądś mimo wszystko kojarzy ten kształt twarzy. Zmrużył oczy i zaczął przeszukiwać swój mózg w poszukiwaniu informacji. Po chwili doznał olśnienia, poznając ubranie denata.
      - To Robert Smitterson, właściciel Smitt Enterprises - oznajmił z dumą.
      - Tego S.E.? - spytał Kevin.
      - Dokładnie tego - potwierdził, oddając zdjęcie.
      - W takim razie może masz ochotę na lunch? - zapytał Ryan, uśmiechając się konspiracyjnie. Wiedział, że na obiektywnym terenie będą mogli spokojnie porozmawiać i podzielić się informacjami. Castle zgodził się, uprzedzając, że to on stawia, po czym oboje wyszli z budynku. Kilkanaście minut później siedzieli w jednej z knajpek i jedli pizzę.
      - Skąd wiesz, że to akurat on? - spytał Ryan, polewając swój kawałek sosem pomidorowym.
      - Kształtu twarzy tego człowieka się nie zapomina, a ja miałem okazję spotkać go na kilku bankietach. Poza tym ma na sobie marynarkę specjalnie zaprojektowaną dla niego - odparł, uśmiechając się. - A co możesz powiedzieć mi na temat śledztwa?
      - Ale na pewno Beckett się nie dowie? - upewnił się.
      - Inaczej obydwoje moglibyśmy spędzić resztę życia za kratkami, a tego na pewno nie chcę - stwierdził pisarz.
      - Racja - odparł Ryan, po czym nachylił się w kierunku kolegi i zaczął dzielić się z nim otrzymanymi i zdobytymi informacjami. 

***

       Skup się, Beckett, skup – myślała detektyw, siedząc przy swoim biurku i po raz kolejny odtwarzając sceny z miejsca zbrodni. Kiedy tam wchodziłam, tłum gapiów już stał, ale nie na tyle duży, by przeszkadzał. No, może z wyjątkiem jedno gapia… Dobra. Jego mogę pominąć. Czy było coś poza? Czy ktoś wyglądał na zainteresowanego bardziej niż powinien? No, może z wyjątkiem Castle’a… Ale jego mogę pominąć. Czyli wśród ludzi nie zauważyłam nikogo podejrzanego. Potem podeszłam do ciała. Granatowe spodnie, granatowa marynarka z białą łodzią na dole rękawów… Cholera, gdzieś już ją widziałam… Myśl, Beckett, myśl… Biała łódź, biała łódka… Biała łódeczka do zabawy! Nie, nie tym tokiem. Przecież za chwilę zwariuję, bo tego człowieka mogę pominąć. Oczywiście, że on ma taką małą, białą łódeczkę do zabawy. Nawet dostał ją od mojego wujka, który kupił ją na… na… na… Zaraz, to była jakaś rocznica czegoś ważnego w naszym mieście… To były obchody…
      - Cześć, Beckett! – zawołał ktoś radosnym głosem wprost do jej ucha. Znała ten głos i już wiedziała, że przyniesie same kłopoty.
      - No i straciłam wątek – syknęła do siebie i otworzyła oczy, natrafiając na błękitne tęczówki swojego prześladowcy.

6 komentarzy:

  1. Weź, piszesz opowiadanie o Castle i mi nic nie mówisz xd.
    Niedługo nadrobię tu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wcześniej nie mówiłam, ale teraz mówię. :)
      Miło mi, że tu zajrzałaś.

      Usuń
  2. Muszę Cię przeprosić za zaśmieceni Ci pod tym postem, ale chciałabym Cię poinformować o tym że na sumienie-czy-pozadanie.blogspot.com NN. Przepraszam, ale nie znalazłam Spamownika

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. Bardzo mi miło. Ale taka rada na przyszłość: nie zostawiaj podobnych komentarzy na blogach tego samego autora. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Castle, Castle i jeszcze raz Castle. Przyniósł kawę Beckett - taki miły gest, a ta go zbywa :D. A pomyśleć, że później będzie ją drażniło to, że ktoś inny bierze gorący napój z ręki pana pisarza... Miło się czyta, dosłownie jakbym oglądała jeden z odcinków - bo cały czas się coś dzieje, cały czas ktoś coś mówi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiadanie raczej zakończy się szybciej niż 1. sezon. Chociaż kto wie.... :) U mnie różnie bywa z pomysłami. :P
      Dziękuję Ci bardzo za opinię.

      Usuń