sobota, 15 września 2012

Spacer po linie - rozdział XI

     Kiedy spojrzał w jej zmęczone oczy, wiedział, że nie jest gotowa na prawdę. Nie był w stanie dodać do tego wszystkiego jeszcze kilku problemów, którymi musiała by się zająć. Nie miał zamiaru zmuszać jej do rozdrapywania starych ran. Nie chciał, bo to na pewno by bolało. A on pragnął jej bezpieczeństwa. Ale to życie nauczyło go egoistycznej postawy. Kochał ją i chciał mieć ją zawsze przy sobie. Bał się, że mogłaby odejść z jego dzieckiem. Poza tym nie mogła się denerwować.
     - Powodzenia życzę – szepnął do siebie ze złością i ironią w głosie. – Jeśli tak będziesz myślał, to nigdy nie powiesz jej prawdy.
     Ze złością rzucił jedną ze swoich koszul w kierunku walizki i chwilę później usiadł na łóżku. Od niedawna na ich wspólnym łóżku. Schował twarz w dłoniach, a dreszcze wstrząsały jego ciałem. Z wysiłkiem łapał oddech i starał się uspokoić, wiedząc, że któraś z jego ukochanych dziewczyn może tu za chwilę wejść.
     Dojście do siebie zajęło mu kilka minut. Wstał i zaczął pakować się dalej. Bez słowa, dopóki nie skończył. A potem zawołał Kate.
     - Spakować cię? – spytał, kiedy zobaczył ją w drzwiach.
     - Nie, dam sobie radę. W końcu nie wyjeżdżam na stałe – odparła i podeszła do niego, by objąć jego szyję rękami.
     - Skąd wiesz? Może ci się tam na nowo spodoba? – dociekał, lekko unosząc jedną brew. Odpowiedziała tym samym, by po chwili prychnąć.
     - Moje życie jest teraz tutaj i nic tego nie zmieni.
     - A może ktoś jednak…
     - Nie bądź głupi! Ten rozdział już dawno został zakończony – oznajmiła, uważnie mu się przyglądając. W duchu odetchnęła z ulgą, kiedy zauważyła, że jej uwierzył.
     - To dobrze, bo wolałbym wiedzieć, na czym stoimy – powiedział i odsunął się od niej, lecz ona chwyciła go szybko za rękę i nie puściła, jeszcze raz się do niego przybliżając. Spojrzała mu w oczy, nie wiedząc, co ma zrobić i niemal odruchowo pocałowała go czule, a on westchnął i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, nie chcąc przerywać tej chwili.
     - Kocham cię – szepnęła, kiedy musiała zaczerpnąć powietrza, a on oparł swoje czoło o jej i głośno oddychał.
     - Mówisz to, bo umieram, tak? – spytał, czym ją rozzłościł. Wyrwała się z jego uścisku i uciekła do łazienki, mijając po drodze swoją córkę, która szła w kierunku ich sypialni. Zamknęła drzwi i, osunąwszy się o podłogę, zaczęła płakać.
     To wszystko zaczynało ją męczyć. A każda podobna sytuacja bolała. I chociaż próbowała się w tym odnaleźć, nie potrafiła. Kiedy mówiła, że już dawno zamknęła ten rozdział, kłamała. Nie mogła tak po prostu zapomnieć o Ricku, ale w jej życiu pojawił się James i dopiero po pewnym czasie wdarł do jej serca. Może nie była to miłość taka, jak powinna być, ale kochała go i była tego pewna. Znaczył dla niej bardzo wiele, nosiła jego dziecko, a on niedawno oznajmił jej, że umiera. To wszystko nałożyło się na siebie, a ona zdała sobie sprawę, że nie potrafi bez niego żyć. Kiedy zaczęła się nad tym zastanawiać, doszła do wniosku, że się zmieniła. Już nie była tą dawną Kate Beckett – egoistką i pracoholiczką. Teraz była troskliwą i czuła matką, opiekunką. I z każdym dniem starała się odcinać od swojej przeszłości, mając nadzieję nad zapanowaniem nad teraźniejszością. Ale ponieważ James wiedział o tym, co działo się w Nowym Jorku, nie potrafił jej zaufać. Wiedział, że nie jest tak łatwo przestać kogoś kochać. Odbierał to tak, jakby to wszystko było tylko grą. Zlitowaniem się nad umierającym. A ona otworzyła się po raz pierwszy. Jeszcze żadnemu mężczyźnie nie powiedziała, że go kocha. Dziś zrobiła to, bo w końcu poczuła coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyła, a jej uczucia zostały po prostu wzięte za głupi żart. Może przesadziła, ale poczuła się skrzywdzona.
     Kiedy drzwi do łazienki się zamknęły, do Jamesa dotarło, jak wielki błąd popełnił. Przypomniał sobie jej słowa i wiedział już, że gdyby tak nie było, nigdy by tego nie powiedziała. Zdał sobie sprawę z tego, że ją skrzywdził bardziej niż ktokolwiek inny. A on tak bardzo tego nie chciał. Nawet Lily spojrzała na niego z wyrzutem, a on poczuł się jeszcze bardziej winny. Nie tak to sobie wyobrażał, ale mógł chociaż zareagować inaczej. Teraz postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
     - Kate, otwórz, proszę – powiedział, próbując dostać się do środka, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi, więc usiadł po drugiej stronie drzwi. – Dobrze, w takim razie będę mówił, a ty i tak musisz mnie słuchać…
     Z łazienki dobiegł tylko cichy szloch. Spojrzał na Lily i przywołał ją gestem do siebie. Dziewczynka podeszła niepewnie i po chwili przyniosła mu telefon, zgadzając się na spędzenie nocy u sąsiadów, gdzie zawsze mogła pobawić się z ich o rok starszą córką. Wiedziała, że mamusia i tatuś muszą porozmawiać, więc nie protestowała. A po chwili przyszła po nią babcia dziewczynki. James podziękował za pomoc i chwilę później znów siedział przy drzwiach łazienki.
     - Widzisz, Kate, wiem, jak ciężko jest przestać kogoś kochać. A co dopiero pokochać kogoś, kogo traktuje się jak rodzeństwo. Miałaś trudny okres dorastania, a ja miałem trudne dzieciństwo. I może nigdy ci nie mówiłem, ale moja matka wybrała moje życie, a nie swoje – zaczął i odpowiedział jej o tym, jak wyglądało zachowanie jego ojca, a była detektyw tylko siedziała po drugiej stronie i słuchała. Jednak postanowiła na razie nie podejmować żadnych decyzji w kwestii wybaczenia. Przecież to powiedział. Skrzywdził ją. A może… zabawił się jej uczuciami?
     - Nigdy nie wiedziałem, kiedy mój ojciec mówi prawdę - kontynuował. - Nawet pewnego dnia pomyślałem, że przestał mnie kochać. W sumie… do dziś tak uważam, ale chciałem ci tylko powiedzieć, że po tym wszystkim nie wiem nic o uczuciach. A przynajmniej nie wiedziałem, dopóki nie poznałem ciebie. Teraz to się częściowo zmieniło, a ja muszę przełamać moją wewnętrzną blokadę. Muszę uwierzyć, że to nie jest sen, a ty nie jesteś tutaj, żeby mnie skrzywdzić. Nie po tym wszystkim, co razem przeszliśmy. Jesteś… moim drogowskazem. Moją jedyną miłością.
     Tak bardzo chciał wierzyć, że te słowa pozwolą mu odzyskać Kate. Jego kochaną Kattie, której nie potrafił zabić i dzięki której zmienił swoje życie. I chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien jej okłamywać, uciszał swoje sumienie, bo wiedział, że nie byłaby w stanie mu wybaczyć. Bał się, że mimo wszystko wciąż nie zapomniała i wolał nie ryzykować. I tak już za dużo postawił na jedną kartę.
     - James… - szepnęła, przyciskając tył swojej głowy do drzwi. – Nie możesz oceniać mnie w ten sposób. Zmieniłam się, a przede wszystkim poznałam ciebie i nie byłabym w stanie cię oszukać… Zresztą nigdy nie potrafiłam dobrze oszukiwać…
     Podniosła się i przekręciła zamek. Mężczyzna niemal od razu otworzył drzwi i chwycił Kate w ramiona, jakby bojąc się, że za chwilę wszystko okaże się tylko snem.
     - Przepraszam, Kattie… Tak bardzo cię przepraszał – szeptał pomiędzy delikatnymi muśnięciami warg, którymi obsypywał jej szyję.
     - Ja też cię przepraszam – odparła, odsuwając się od niego. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się przez łzy. – Pocałuj mnie tak, jak jeszcze nigdy nikogo nie pocałowałeś… - poprosiła, czując się w końcu szczęśliwa, odsunąwszy na bardzo daleki tor swoją przeszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz