środa, 9 maja 2012

Spacer po linie - prolog

Dwa miesiące. Tyle się już nie widzieli, a ona pomału zaczynała wariować. Bez niego. Brakowało jej jego dobrego humoru, żartów, uśmiechów, gestów… Ale przede wszystkim brakowało jej jego dotyku, który był tak bardzo potrzebny do życia i sprawiał, że potrafiła odnaleźć radość w każdej chwili. Teraz czuła się, jakby stąpała po cienkim lodzie, nie wiedząc, kiedy tafla wody nie wytrzyma i pęknie. Balansowała na granicach wytrzymałości własnych uczuć, słabości i lęków. Nikt nie był w stanie jej pomóc. Miesiąc wcześniej wzięła urlop i zamknęła się w domu, nie pozwalając nikomu dotrzeć do siebie. Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Nie powinna się poddawać czy ulegać własnemu strachowi. Dawna Kate stanęłaby z wysoko podniesioną głową i uśmiechnęła się hardo do przeciwności losu, ale teraz było inaczej. Nawet nie zorientowała się, kiedy sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później coś takiego może nastąpić, ale nie spodziewała się, że z takim skutkiem. W tym momencie jedynym słusznym wyjściem było przestać współpracować z Castlem albo wziąć urlop. Ale przecież nie mogła się wiecznie ukrywać. W chwilach słabości rozważała odejście z policji i z każdym dniem coraz bardziej się do tego przekonywała. Wiedziała, że nie może zmarnować swojej kariery, ale pojawiło się coś, co było ważniejsze i nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Wprawdzie to nie ona o tym zdecydowała. Życie zrobiło to za nią. Ale jednego była pewna – nie żałowała tego. I nigdy nie przypuszczała, że może być szczęśliwa w takiej sytuacji, choć miała momenty załamania. Wtedy czas mijał bardzo szybko. Dzień za dniem… Każda wylana łza sprawiała, że Kate coraz szybciej dochodziła do siebie. Musiała odreagować. Nie włączała telefonu, nie wpuszczała nikogo do swojego mieszkania, choć wiele razy jej przyjaciele próbowali się z nią skontaktować. Jednak ona była nieugięta. Ale nie miała zamiaru dłużej ciągnąć tego wszystkiego. Powoli zaczynało ją to męczyć. I kiedy zastanawiała się nad tym, wpadła na pomysł, który mógł ją jakoś uratować. Uśmiechnęła się do siebie i sięgnęła po telefon. Chwilę wahała się, zanim go włączyła. Na wyświetlaczu pojawiło się mnóstwo nieodebranych połączeń. Najwięcej z nich było od Castle’a. Dopiero po chwili Kate zauważyła wiadomość. „Nie uciekaj od tego, co nas łączyło” – te słowa pojawiły się na ekranie i nie chciały zniknąć, mocno wbijając się w umysł pani detektyw. Kobieta westchnęła, a po jej policzku spłynęła łza. Starła ją szybko, po czym opanowała się i po kilku sekundach wybrała numer Ricka. Miała szczęście, trafiła na pocztę głosową.
– Wybacz mi, Rick – zaczęła. – Miałam dużo czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć i podjęłam już decyzję. Wyjeżdżam. Nie szukaj mnie i nie marnuj sobie życia. Może chociaż tobie uda się je ułożyć… Powodzenia.
Rozłączyła się i dopiero wtedy dała upust swoim emocjom. Z jej oczu wypływały łzy, jedna po drugiej. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale musiała wyjechać. Nie potrafiła zapanować nad swoim życiem i swoimi problemami, dlatego wolała poradzić sobie inaczej. Cienka tafla lodu, po której stąpała, właśnie pękła z ogłuszającym trzaskiem. Kate miała nadzieję, że może jeszcze kiedyś uda jej się wypłynąć na powierzchnię. Może nie tu, nie w Nowym Jorku, ale gdzieś na pewno. Musiała ułożyć sobie wszystko od nowa. Zacząć normalnie żyć. Bo tylko to już jej pozostało.
Stanęła przed lustrem i dokładnie przyjrzała się swojemu odbiciu, mówiąc:
– Teraz wszystko się zmieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz