poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział X – Emocjonalne konsekwencje

Minęła zaledwie godzina, odkąd wrócił do swojego mieszkania, ale wciąż nie mógł zasnąć. Leżał wyciągnięty na łóżku, gapiąc się bezsensownie w sufit i myśląc. Bez końca analizował każdy szczegół z dzisiejszej wizyty w szpitalu i niezmiernie cieszył się z faktu, że Beckett zareagowała właśnie dopiero na jego głos. Wprawdzie nie robił sobie wielkich nadziei, ale kilka ostatnich dni nauczyło go, że życie jest zbyt krótkie, by marnować je na głupoty. Teraz już nie był w stanie dłużej gniewać się na panią detektyw i pomału zaczynał rozumieć jej tok rozumowania, dlatego żal do niej minął, a zatajenie pewnych informacji przed nim stało się wręcz oczywistą koniecznością.
Wybaczył jej, a przynajmniej tak mógł nazwać to, co zrobił. W pierwszym momencie miał ochotę zrobić minę obrażonego dziecka i zamknąć się w swoim pokoju, ale ona sprawiła, że zachował się jak dorosły. Wyruszył na pomoc, nic jej o tym nie mówiąc, ponieważ miał dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego, a przeczucia zazwyczaj go nie zawodziły. Zresztą zawsze uznawał zasadę, że przezorny zawsze ubezpieczony. Tak też było i tym razem, choć nie przewidział niektórych rzeczy.
Za każdym razem, kiedy przymykał oczy chociaż na chwilę, wciąż widział przesuwające się obrazy z cmentarza. Na nowo odczuwał każdą emocję, ponieważ adrenalina w jego przypadku sprawiła, że aż nadto dokładnie zapamiętał całe wydarzenie. Stało się to jego najgorszym przekleństwem, dopóki lekarz nie oznajmił, że z Beckett wszystko będzie dobrze. W końcu nie zawsze najbliższych spotyka coś takiego.
Kiedy w końcu udało mu się zasnąć, obudził się po kwadransie. Ta sytuacja powtarzała się nieustannie, ponieważ nawet we śnie nie miał wytchnienia. I chociaż próbował o tym nie myśleć, cmentarz prędzej czy później wracał do niego za każdym razem. Jedynym plusem nocnych koszmarów był fakt, że fizycznie nic nie czuł ani nie słyszał. Owszem, nieco go to martwiło, ponieważ widział nieme kino w swojej głowie, ale szczerze wolałby przestać przeżywać to każdej nocy na nowo. Po prostu nie wiedział jeszcze, ile jest w stanie wytrzymać.
Na każdej ulicy i w każdym budynku sprawdzał, czy nikt go przypadkiem nie śledzi. Wszędzie dostrzegał potencjalnych strzelców, więc strach przerodził się w paranoję, choć miał świadomość tego, że od początku cel zamachowca stanowiła Kate. Ryan i Esposito zdążyli już odkryć, że bomba była tylko podróbką i tak naprawdę nigdy by nie wybuchła, a furgonetka została wypuszczona na trasę dopiero wtedy, kiedy Beckett znalazła się blisko linii strzału. To o nią chodziło snajperowi i prawie udało mu się zrealizować swój cel. Jedyny problem stanowił on, Richard Castle, który według techników stał ma tyle blisko, że uniemożliwiał oddanie czystego strzału i tak naprawdę to tylko dzięki niemu detektyw jeszcze żyje. Ale pomimo tych opinii, on wcale nie czuł się jak bohater. Przez przypadek znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, ale czuł, że i tak zrobił za mało. Wciąż obwiniał się, że gdyby stanął kilka centymetrów bliżej detektyw, nic by się nie stało, ale teraz mógł już tylko gdybać, a jako pisarz był w stanie wymyślić wiele zakończeń tej historii.
Przez wiele lat układał sobie wszystko w głowie, wymyślał motywy i tworzył opowieść o zbrodni. Nieraz zdarzało mu się podejmować bzdurne decyzje tylko po to, by wydarzenia w książce były realistyczne, a zachowania bohaterów naturalne. Lubił dokładnie sprawdzać i odgrywać każdą pisaną przez siebie sytuację, posuwając się do bezsensownych poświęceń. Jednak mało kto wiedział, że w ogóle był w stanie pokusić się o coś takiego, a poza tym nie chciał tracić swojego autorytetu. Zresztą co pomyślałby normalny człowiek, słysząc, że żonaty mężczyzna przywiązał się do krzesła, a raczej poprosił o pomoc własną żonę w celu przeprowadzenia eksperymentu? Tak, w tamtych czasach Richard Castle był niezwykle utalentowanym chłopczykiem, który wciąż i wciąż poznawał świat. Nieliczni mieli nadzieję, że może coś się zmieni po narodzeniu jego pierwszego dziecka, ale grubo się mylili, a potem dziwili się, że Alexis opiekuje się ojciec, który jest mniej więcej na tym samym poziomie intelektualnym, co ta mała dziewczynka.
Potem minęło trochę czasu, a on nadal pozostawał sobą. Może stał się ciut bardziej odpowiedzialny, ponieważ córeczka pisarza została oczkiem w jego głowie i jedyne, o co się martwił, to o nią. Od razu było widać, że kocha ją nad życie i pragnie dla niej dobra, więc nieco musiał zmienić swoje życie, ale ono nie pozostało mu dłużne i skierowało na jego drogę seksowną policjantkę.
Na początku wydawało mu się, że to tylko zabawa. Pomoże jej w śledztwie, podreperuje swoją reputację i wróci do codzienności, ale było już za późno. Spodobał mu się posterunek i rozwiązywanie prawdziwych śledztw. Czuł się jak ryba w wodzie i wcale nie zamierzał uciekać od tego przykrego obowiązku odwiedzania miejsca zbrodni. W międzyczasie zaczął poznawać Kate. Wprawdzie było to zaledwie ich pierwsze wspólne zadanie, jeśli można tak powiedzieć, ale on miał świadomość tego, że jest inaczej. Nie była taka, jak wszystkie inne. Była po prostu sobą i to podobało mu się najbardziej. Poza tym cenił w niej szczerość. Do czasu.
Kiedy dowiedział się, że go okłamała, wszystko straciło sens. Jego marzenie o poderwaniu ślicznej pani detektyw nagle straciło blask. Zresztą sam był sobie winien, ponieważ nigdy nie zachowywał się w stosunku do niej odpowiednio. Zawsze czynił jakieś aluzje i próbował skłonić ją do zrobienia kroku w kierunku ich wspólnej, być może krótkiej, przyszłości. Bez ryzyka nie ma zabawy, a on chciał po prostu spróbować, choć nie był pewny, czy jego serce jest na to gotowe. Przelotne romanse to jedna sprawa, a Kate... Kate to Kate. Ona jest inna.
Mimo wszystko na początku był na nią wściekły. Jak oparzony w pośpiechu opuścił komisariat i wrócił do mieszkania. Trzask drzwi na pewno słyszeli wszyscy jego sąsiedzi, ale on za bardzo się tym nie przejął. Miał wrażenie, że za chwilę eksploduje. Dopiero głos córki, jego małego słoneczka, doprowadził go do porządku.
– Co się stało, tato?
Spojrzał na nią ze smutkiem w oczach i nagle poczuł się bezsilny. Emocje zaczęły powoli opadać, a on coraz bardziej czuł gorzki smak zawodu.
– Kate mnie okłamała – wyznał, wciąż leżąc na łóżku. Alexis usiadła tuż obok niego i uważnie obserwowała go swoimi wielkimi oczami.
– Jak to: okłamała? – powtórzyła za nim, domagając się szczegółów.
– Burmistrz jest jej wujkiem, więc o wszystkim wiedział. To ona zapewne kazała mu odmówić, a przecież rodzina jest najważniejsza – wypowiadając ostatnie słowa, usiadł, przyciągnął do siebie córkę i schował twarz w jej rudych włosach.
– Zaraz, ja chyba czegoś nie rozumiem – oznajmiła, a on odsunął się na odległość ramienia i rzucił jej badawcze spojrzenie.
– To znaczy?
– Opowiadałeś mi kiedyś, że nie tylko burmistrz jest twoim wielkim fanem, ale także ktoś z jego rodziny, prawda? – Pokiwał głową, ale dalej nic nie rozumiał. – Podpisywałeś kiedyś książkę dla jego siostrzenicy, prawda? – kontynuowała, a on tylko zmarszczył brwi i próbował zrozumieć, co Alexis ma mu do powiedzenia.
– Nie jestem pewien, czy to była jego siostrzenica – stwierdził, drapiąc się po głowie. Naprawdę nie miał dziś dobrego dnia i nie był w stanie uruchomić swoich szarych komórek.
– Nieważne, nie przerywaj mi – upomniała go, a on zacisnął usta i kiwnął głową. – Skoro Beckett należy do rodziny burmistrza, to znaczy, że być może to ona jest tą tajemniczą siostrzenicą? Nie pomyślałeś o tym?
Nie, nie pomyślał i nie był do końca pewien, czy przez przypadek o tym nie słyszał. Od razu dzięki wspomnieniom cofnął się w czasie do nocy w Hamptons i przypomniał sobie jej pytania o jego twórczość. Niby niewinnie, ale przecież nieświadomie przyznała, że czyta jego książki, jednak nigdy nie ośmieliłby się nazwać ją swoją fanką. Detektyw Beckett była na to zbyt poważna, choć teraz już sam nie był pewny w co wierzyć.
Na pewno wiedział trzy rzeczy – Kate czytała jego książki, należała do rodziny burmistrza, a burmistrz miał siostrzenicę, która była jego fanką.
– Coś w tym jest – szepnął i uśmiechnął się ciepło do córki. Poczuł się nieco lepiej i nagle zmęczenie dało o sobie znać. Ziewnął przeciągle, a Alexis zaśmiała się cicho i powiedziała:
– Zazwyczaj to ty zaganiasz mnie do łóżka, ale proszę cię, tato, idź już spać.
– Jak mam spać, skoro przechodzisz ze mną porozmawiać, kiedy zasypiam? – zapytał z rozbawieniem, choć doskonale wiedział, że jego córka tylko się o niego martwi.
– Przecież widziałam, że nie możesz zasnąć – odparła i podniosła się z łóżka. – Śpij dobrze, tato.
– Ty też, mądry dzieciaku.
Rudowłosa pokręciła głową i opuściła pomieszczenie, cicho zamykając za sobą drzwi, a Castle przez chwilę wpatrywał się jeszcze w ciemność w swojej sypialni. Tak bardzo bał się zamknąć oczy, że w tym momencie było to silniejsze od niego. Wiedział, co zobaczy we śnie, jednak w końcu się poddał. Koszmar pojawił się niemal od razu.

Widział te czekoladowe oczy, które wpatrywały się w niego z nadzieją pomieszaną z przerażeniem. Miał świadomość tego, że nic nie może zrobić, ale wierzył, że mu się uda. A kiedy faktycznie wszystko wydawało się w porządku, kiedy już miał przesunąć się do Kate i przytulić ją z radości, usłyszał świst powietrza i ujrzał szok wymalowany na jej twarzy, a potem dostrzegł jej zakrwawione palce i ranę postrzałową tuż nad prawym biodrem.

– Nie rób mi tego, nie umieraj – powiedział, siadając gwałtownie na łóżku. Po chwili zorientował się, że to był tylko sen i odetchnął z ulgą. Zegarek wskazywał szóstą rano, a on nie miał ochoty kłaść się z powrotem. Chciał znaleźć się jak najszybciej tuż obok Beckett, żeby móc z nią porozmawiać. Wiedział jednak, że spokojna konwersacja nie jest możliwa, kiedy na wolności wciąż znajduje się strzelec i być może znów podejmie próbę morderstwa, a to przyprawiało go ciarki. Musiał rozwiązać tę zagadkę i dlatego postanowił najpierw udać się na komisariat. Cały dzień spędził na zapełnianiu tablicy i analizowaniu dowodów. Dopiero późnym popołudniem Esposito podszedł do niego, by przemówić mu do rozsądku.
– Stary, nie mogę na ciebie patrzeć – zaczął żartobliwie, choć tak naprawdę serce mu się krajało, kiedy spoglądał na cierpiącego przyjaciela.
– Dzięki. Nie ma to jak wsparcie...
– Castle, do cholery, weź się w garść! Nie rozwiążesz tej sprawy sam, a od jutra kapitan przekaże ją komuś innemu, bo to dla nas zbyt duże zaangażowanie emocjonalne. Sam nic nie zdziałasz.
– Poddajecie się? – spytał, odwracając się do Javiera i patrząc na niego z powątpieniem.
– Oczywiście, że nie, ale nie możesz się w ten sposób katować. Byłeś dziś u niej?
– Nie.
Krótka odpowiedź zawisła w powietrzu, a detektyw zdziwionymi oczami wpatrywał się w pisarza z otwartymi ustami.
– Więc na co jeszcze czekasz?
Castle nie odpowiedział. Zamknął tylko oczy i westchnął głęboko, a kiedy je otworzył, wydawał się zupełnie innym człowiekiem. Schował gdzieś głęboko w sobie postawę buntownika i musiał zmierzyć się z własnymi uczuciami, których nie był do końca świadomy.
– Dobra, pójdę do niej. Do jutra.
Jego pożegnanie zawierało w sobie dużo goryczy i smutku. Widać było, że przeżywa tę sytuację całym sobą i z każdą sekundą popada w paranoję. Esposito nie był pewny, czy puszczać go samego w takim stanie, ale nie miał wyboru. Castle był dużym chłopcem, który chciał zostać sam, a on nie miał zamiaru mu tego utrudniać. Zresztą życie pisarza nie było już od dłuższego czasu usłane różami, więc należał mu się psychiczny odpoczynek. Ale najpierw wszystko musiało wrócić do normy, a przynajmniej prawie wszystko.
– Witam panią, pani detektyw – przywitał się, wchodząc powoli do jej własnej sali szpitalnej, w której w spokoju mogła nabierać sił, jednocześnie będąc pilnowaną przez jednego z funkcjonariuszy policji.
– Castle – szepnęła, uśmiechając się lekko. – Jak się masz?
– Ej, ja powinienem zadać pierwszy to pytanie – obruszył się jak małe dziecko, co wywołało cichy chichot kobiety. – Ale dziękuję, że pytasz. U mnie wszystko w porządku. A u ciebie?
– Bywało lepiej, ale nie narzekam – odparła i uniosła się na łóżku.
– Mam dla ciebie kwiaty - oznajmił, kiedy siedziała już w wygodnej pozycji i wręczył je jej, nie do końca wiedząc, jak się zachować. Czuł się nieco skrępowany, a poza tym nie miał pojęcia, jak porozmawiać z nią o tym wszystkim.
– Dziękuję, są piękne. Wiesz, że nie musiałeś, prawda?
– Ale chciałem. Po prostu... Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jakbym się czuł, gdyby coś ci się stało. To wszystko moja wina.
– Castle, proszę cię, nie zaczynaj. To nie jest twoja wina – oznajmiła od razu, a w jej oczach pojawił się smutek. – Gdyby cię tam nie było, już dawno mogłabym nie żyć. Uratowałeś mi życie.
– Nie jestem bohaterem.
– Ja też nie. Ale pomyśl, co mogłoby się stać, gdyby nas tam nie było. Kto wie, kogo wtedy próbowaliby zabić...
– Wiesz już wszystko na ten temat, prawda? Domyśliłaś się z tych szczątkowych informacji?
– Nie tylko, ale nieważne. Chciałam cię w końcu przeprosić za wszystko. Za to, że tak cię traktowałam. Za to, że cię okłamałam...
– Kate...
– Nie przerywaj mi. – Westchnęła i przymknęła na chwilę powieki. – Przepraszam, że nie jestem tym, kim się wydaje. Że nie potrafię dotrzymać słowa i że nie potrafię się zaangażować. To wszystko moja wina. Nie umiem z tobą normalnie pracować i...
– Kate...
– Nie, Castle, nie przerywaj mi... I najlepiej będzie, jeśli odpoczniemy trochę od siebie. Skorzystam z urlopu.
– Należy ci się odpoczynek – stwierdził, starając się nie pokazywać po sobie, jak wielka burza emocji szaleje w jego sercu. Czuł się, jakby ktoś właśnie oblał go zimną wodą. Nie tego się spodziewał. – Poza tym mogę cię zawsze odwiedzać w domu.
– Nie – zaprzeczyła od razu. – Kiedy jesteśmy razem, zawsze coś się dzieje, a ja nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo. Musimy zakończyć naszą współpracę – oznajmiła, nawet na niego nie patrząc. Wiedział, że było jej ciężko, ale dlaczego go raniła? Przecież powinno być między nimi dobrze.
– Długo nad tym myślałaś? – spytał, a jego usta wygięły się w wyrazie niezadowolenia.
– Castle, ja...
– Proszę, nic już nie mów. Zrozumiałem. Nie chcesz mnie w swoim życiu. Tylko dlaczego wykorzystałaś mnie w ten sposób? Dlaczego się mną bawiłaś?
– Castle...
– Nie, Kate, nie będę na ten temat z tobą rozmawiać. Nie chcę cię więcej widzieć – oznajmił z wściekłością w głosie i szybko wyszedł, pozostawiając ją samą. Nie mógł już zobaczyć jej łez, które spływały po jej twarzy jedna za drugą.

6 komentarzy:

  1. Ach, kubeczek jest nieziemski, to muszę zaznaczyć na samym początku :)
    Obydwoje są siebie warci. Niezaprzeczalnie łączy ich chemia, ale zawsze w ostatniej chwili coś się dzieje i masz babo placek. Wycofuje się jedno albo drugie. Cudowna para :D
    Mam wrażenie, że Castle gdzieś tam w środku wciąż jest dzieciakiem i ta strona jego osobowości niekiedy przejmuje kontrolę. Ach, faceci.
    Jak zwykle, świetnie napisana część.
    Czekam na kolejną.
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kubeczek uwielbiam. ;)
      Dziękuję Ci bardzo za komentarz. Muszę przypomnieć, że cała akcja opowiadania rozgrywa się jeszcze w pierwszym sezonie, a Castle faktycznie był tam dzieckiem. Jednak mam wrażenie, że zepsułam go trochę. Następnym razem się poprawię.

      Usuń
  2. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno będzie i to już niedługo.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  3. Minęło już ponad 3,5 roku i nadal nic nie ma.
    Proszę wróć i dokończ co zaczęłaś bo to jest niesamowite.
    Będę czekać.
    Pozdrawiam Oliwia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopadły mnie studia na dwóch kierunkach... :-( Ale jak skończę licencjat, to napiszę ostatni rozdział na tego bloga.
      Dziękuję bardzo za miłe słowa. :-)

      Usuń