sobota, 30 czerwca 2012

Spacer po linie - rozdział VI

     Późnym wieczorem po szpitalu rozniosły się szybkie kroki. Pacjenci ze zdziwieniem przysłuchiwali się ich odgłosom i rozmowie toczącej się na korytarzu.
     - Nie chciała z nikim rozmawiać – relacjonowała pielęgniarka mężczyźnie, który niósł małą dziewczynę. – Wiem tylko tyle, że zemdlała przed księgarnią, mając w ręku najnowszą książkę Richarda Castle’a.
     - Och – wyrwało się mężczyźnie z piersi.
     - Wie pan, co to oznacza? – zapytała kobieta, zatrzymując się i przyglądając uważnie twarzy rozmówcy.
     - Niestety, ale wiem – odparł i uśmiechnął się blado. Pielęgniarka wzruszyła tylko ramionami, nie chcąc wnikać w prywatne sprawy, jak jej się wydawało, tego małżeństwa.
     - To tutaj – powiedziała, wskazując salę z numerem 5.
     - Dziękuję bardzo – podziękował mężczyzna i po chwili położył dziewczynkę na podłodze. Spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczkami i uśmiechnęła się, pytając:
     - Tam jest mamusia?
     - Tak, Lil – odparł. – Ale musisz być bardzo grzeczna i nie męczyć mamusi, bo jest bardzo zmęczona. I jak tylko poczuje się lepiej, na pewno wróci do domu, bo cię bardzo kocha – oznajmił miękkim głosem.
     - Wiem – powiedziała dziewczynka ze stanowczością w głosie, przypominając w tym momencie upór i pewność siebie swojej matki. Jej małe czółko zmarszczyło się, a oczka zwęziły. Po chwili nadęła policzki, by kilka sekund później zapytać:
     - Będę miała siostrzyczkę?
     James spojrzał na nią z pełną powagą, lecz w jego zielonych oczach tańczyły ogniki. Starał się nie roześmiać, ale w głębi duszy już dawno poległ. Po chwili uśmiechnął się szczerze, a Lily nieco się rozpogodziła.
     - Moja droga, młoda damo – zaczął, wiedząc, że w ten sposób jeszcze bardziej poprawi dziewczynce humor – nie wiem, ale na pewno za chwilkę się tego dowiemy, dobrze? Będziesz mogła sama się o to zapytać.
     Córka Beckett pokiwała głową, poruszając w ten sposób swoimi drobnymi, brązowymi lokami. Mężczyzna połaskotał ją po brzuchu, a ona zaczęła się śmiać. Po chwili spoważnieli, a on podał jej kartkę papieru, którą wcześniej kazała mu schować specjalnie dla mamusi.
     Weszli do środka i zobaczyli Kate, która wpatrywała się w książkę leżącą na stoliku obok. Gdy tylko ich usłyszała, kobieta odwróciła głowę i spojrzała wprost na nich. Dziewczynka od razu podbiegła do łóżka, a Beckett pozwoliła usadowić się jej tuż obok siebie.
     - Zobacz, co dla ciebie narysowałam – powiedział z dumą czterolatka i wręczyła kobiecie kartkę papieru. Była detektyw mocno przytuliła córkę i pocałowała ją w główkę, szepcząc:
     - Dziękuję.
     - Tu jesteś ty, mamusiu – zaczęła wyjaśniać autorka rysunku. – Tu jestem ja, a tu jest James. A czy ja będę miała siostrzyczkę? – wypaliła od razu, a Kate spojrzała na mężczyznę roześmianymi oczami.
     - A chciałabyś mieć? – zapytała, spoglądając na córkę.
     - Tak, tak, tak! – pisnęła i zeskoczyła z łóżka, by przyciągnąć do nich Jamesa.
     - Wiesz, kochanie, będziesz musiała jeszcze poczekać – odparła Beckett, przyglądając się ten scenie. – Ale obiecuję, że będziesz miała rodzeństwo. Niedługo.
     - Wszystko w porządku? – upewnił się mężczyzna, sadowiąc się na łóżku szpitalnym i biorąc Lily na kolana. Wiedział, że nie wolno mu było siedzieć akurat tutaj, lecz na razie żadna pielęgniarka nie zbliżała się w ich kierunku, więc mógł być spokojny. Krzesło było zdecydowanie bardziej niewygodne.
     - Prawie – odparła kobieta zgodnie z prawdą i sięgnęła po książkę. – On napisał to dla mnie. To jak jego przekaz po pięciu latach – wyjaśniła.
     - I co zamierzasz zrobić? – spytał, spoglądając na małą.
     - Nie wiem, James, jeszcze nie wiem. Ale na pewno nie będę siedzieć tu bezczynnie. Chyba najwyższa pora wrócić i zmierzyć się z rzeczywistością, zwłaszcza że dzwoniła Lanie i za cztery miesiące wychodzi za mąż. Nie mogę nie pojechać na jej ślub.
     Niemal zauważyła, jak w jego oczach pojawia się smutek, który po chwili zniknął, ukryty pod grubą powłoką troski. Wiedziała, że przez te kilka lat coś się między nimi zmieniło. Ulotna nić porozumienia i pomocy stała się przyjaźnią, a z czasem nawet czymś więcej, lecz serce Beckett nie kochało już tak, jak kiedyś. Wciąż kochało tego samego faceta, którego pokochało, zanim urodziła się Lily. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Kate, patrząc w te niebieskie oczy jej ojca, coraz bardziej odczuwała tęsknotę za dawnym życiem. Chciała wrócić, lecz nie wiedziała jak. Teraz miała nowe życie, z nowym mężczyzną u boku, który mógł ją wspierać za każdym razem. Nie mogła go zostawić, nie potrafiła, bo zrobił w jej życiu dużo dobrego. To on pomógł jej podnieść się po tym wszystkim i wrócić do normalnego świata, który w tym miejscu rządził się dokładnie tymi samymi zasadami. Pokazał jej wszystko od nowa, jak ojciec pokazuje swojej małej córeczce. I sama na początku się tak czuła. Zaskoczona z chęcią poznania czegoś nowego w oczach. I tak samo patrzyła na niego Lily, kiedy się urodziła. Kate i James wydawali się najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, mając u boku tak radosne i inteligentne dziecko. Nauczyli się żyć ze sobą i pomagać sobie w każdej chwili, tej dobrej i tej złej. I mieli nadzieję, że tak pozostanie już na zawsze.
     - Lil, mogłabyś iść z panią pielęgniarką zobaczyć, czy gdzieś nie ma automatu z wodą? – zapytał James, spoglądając z prośbą na kobietę, która weszła zobaczyć, czy wszystko w porządku. Dziewczynka pokiwała głową i podeszła do pracowniczki szpitala, która zrozumiała, że mężczyzna chciałby pobyć z pacjentką chwilę sam na sam.
     - Sprytny jesteś – stwierdziła Beckett szeptem, odprowadzając wzrokiem swoją córkę.
     - Wiesz, myślę, że ta rozmowa nie może dłużej czekać – oznajmił i z powagą spojrzał w oczy Kate, która po chwili poczuła, jak delikatnie dotyka jej twarzy opuszkami palców. Mimowolnie przymknęła swoje oczy i położyła rękę na jego dłoni. Cisza, która panowała w pomieszczeniu, pozwoliła jej zebrać myśli. Wróciły wspomnienia i moment, o którym nie da się zapomnieć, bo jest tak rzeczywisty, jak aktualny ból miłości.

     Skończyła pracę wcześniej, ponieważ szef wyjeżdżał na urlop i pozwolił cieszyć się jej choć jednym wolnym popołudniem. Od razu z tego skorzystała i wróciła do domu, który o tej porze powinien być pusty. Lily była w przedszkolu, a James… miał bronić kogoś w sądzie.
     Ale kiedy Kate przekroczyła próg, zorientowała się, że coś jest nie tak. Z salonu dobiegał dźwięk włączonego telewizora i kobieta wiedziała, że na pewno wyłączyła go przed wyjściem. Z duszą na ramieniu zamknęła cicho drzwi wejściowe i podążyła w kierunku hałasu. Lata praktyki w zawodzie policjantki nauczyły ją, że najlepiej działać z zaskoczenia i w pełnej sprawności, dlatego zostawiła swoją torbę i płaszcz na podłodze. Po chwili ściągnęła także wysokie szpilki, które mogłyby stukać na panelach, ogłaszając, jak nadchodzi.
     Po kilku minutach była już w salonie, ale wciąż nikogo nie dostrzegała.
     Jeden krok, dwa… Wdech i wydech… Spokojnie…
     I była już przy kanapie. Nachyliła się pomału i zobaczyła burzę czarnych włosów na beżowej poduszce. Stłumiła śmiech i pokręciła głową na widok śpiącego Jamesa. Nie wiedziała, dlaczego mężczyzna jest w domu, ale jednego była pewna – młody adwokat nie znajdował się teraz na sali sądowej, więc albo rozprawa się nie odbyła, albo wszystko trwało bardzo krótko.
     Postanowiła, że tym razem to ona go zaskoczy i coś ugotuje, ponieważ zazwyczaj to mężczyzna przygotowywał posiłki. Ale nim zdążyła dotrzeć do kuchni, ktoś objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, kładąc głowę na jej ramieniu.
     Uśmiechnęła się i swoimi dłońmi chwyciła ręce Jamesa. Wprawdzie nie byli ze sobą, ale ich relacje były bardzo bliskie. Czasem tak bliskie, że prawie nie udało się im powstrzymać, ale tego dnia obydwoje potrzebowali tej drugiej osoby i już nie mogli zahamować swoich emocji, które eksplodowały spragnione miłości.

     Otworzyła oczy i spojrzała w jego zielone tęczówki. Uśmiechnęła się delikatnie do niego i odsunęła jego rękę od swojej twarzy.
     - Przepraszam – szepnęła, a on mocniej uścisnął jej dłoń.
     - Nie masz mnie za co przepraszać – odparł. – Wiedziałem, że prędzej czy później do niego wrócisz, a ja wciąż wierzyłem, że może jakoś ułożysz sobie życie na nowo. Sam jestem sobie winny.
     - Ale gdybym nie dawała ci nadziei…
     - O, nie! – przerwał jej. – Musisz wiedzieć, że jest coś poza tym wszystkim, co tutaj przeżyłaś. I pewnie będziesz zła, że nie powiedziałem ci prawdy wcześniej, ale nie chciałem psuć twojego szczęścia. Poza tym i tak nie jestem w stanie ci wszystkiego wytłumaczyć, chociaż bardzo bym chciał.
     Zamilkł i spojrzał przez okno. Drzewa lekko falowały na wietrze, a niebo zaczynało robić się szare. Po raz kolejny zanosiło się na deszcz. Tylko czy zimne, duże krople mogą zmyć wyrzuty sumienia albo choć na chwilę uspokoić niespokojną duszę?
     - Wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko – zachęciła go, a on uśmiechnął się smutno i pokręcił głową. Doskonale wiedział, że ona jeszcze nic nie zrozumie. Przynajmniej nie na razie. A gdyby powiedział i wyjaśnił jej wszystko, jeszcze tego wieczoru mogłaby nie żyć.
     - To nie takie proste, jak się wydaje… - szepnął i westchnął przeciągle. – Umieram – oznajmił po chwili i dopiero wtedy spojrzał na nią. Jej oczy wyrażały ogromne zaskoczenie i smutek, a także jakąś nieznaną pustkę i tęsknotę za czymś, co się utraciło nim się je pozyskało.
     - O czym ty mówisz? – spytała kilka sekund później, mrużąc oczy, jakby próbowała wszystko zrozumieć, choć wiedziała, że i tak nie będzie w stanie.
     - Kiedy cię poznałem, zostało mi ponad pięć lat życia i postanowiłem z tego skorzystać. Nie miałem nic do stracenia, a ty akurat pojawiłaś się w moim życiu i wywróciłaś je do góry nogami. Łudziłem się, że to minie, ale moja choroba wciąż wraca i wraca. I wiem, że nie ma już odwrotu. Trafiłem w ślepą uliczkę i już z niej nie wyjdę.
     - Och – sapnęła i swymi dłońmi mocno chwyciła jego ręce. – Poradzimy sobie z tym razem, we czwórkę. Jakoś samy radę.
     - We czwórkę? Chyba we trójkę, Kattie – zaśmiał się, ale po chwili spoważniał, widząc jej spojrzenie. Wiedział już, że ona też ma coś ważnego do powiedzenia i bynajmniej nie żartuje.
     - Pamiętasz to popołudnie, które spędziliśmy sami? – spytała.
     - Kiedy ty dostałaś wolne, a ja zrezygnowałem ze sprawy?
     - Dokładnie.
     - Pamiętam – odparł po chwili.
     - Chciałam ci powiedzieć, że niczego nie żałuję i nie będę żałować, bo jesteś dla mnie bardzo ważny i nie wiem, co by się stało, gdyby nie ty… Przede wszystkim muszę ci za to wszystko podziękować i zapewnić cię, że nie pozwolę ci odejść.
     - A co z Rickiem?
     - Nie mówmy o tym teraz. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jestem w ciąży. A ty jesteś ojcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz