środa, 9 maja 2012

Gorzki smak szczęścia - rozdział I cz.7.

Delikatny, ulotny dreszcz przebiegł po jej ciele, kiedy poczuła na swojej ręce dotyk jego dłoni. Była wściekła, ale ciepło, które rozeszło się teraz po jej sercu, zahamowało wszystkie negatywne emocje. Spojrzała w jego oczy i znowu zaczęła cierpieć, przypominając sobie wszystko. Nagły ból prawie niezauważalnie przeszył jej umysł, jakby chciał się upomnieć o swoje, a ona nie miała pojęcia, dlaczego Castle nic nie zrobił, by to wszystko wtedy ratować. Doskonale wiedziała, że ona sama również była winna, ale wiedziała również, że jej dotychczasowe życie może się zmienić na korzyść osób trzecich. Bała się, że będzie musiała odejść z policji i zostawić to wszystko, by zająć się swoimi sprawami. A on na dodatek wmawiał jej, że jeszcze można naprawić ich relacje. Przez jedną, krótką chwilę mu uwierzyła, ale nie chciała, by domyślił się, że cały czas tak jest. Musiała mu pokazać, jak bardzo krzywdzące mogą być słowa wypowiedziane w chwili lekkomyślności. Miała nadzieję, że on odkryje jej prawdzie intencje ukryte za chłodną maską jej twarzy. Jeśli nie, może będzie żałowała tego do końca życia, ale zawsze istnieje szansa, że zmieni go. Już go zmieniła. Przecież nieraz zauważyła, że Rick odnosi się do niej zupełnie inaczej. Pamiętała ich pierwsze spotkanie. I wciąż nie powiedziała mu, jak wielką była, jest i będzie jego fanką. W przebłysku, jak sądziła, szaleństwa, miała ochotę oznajmić mu to teraz, ale powstrzymała się, słysząc sygnał SMS–a. W wiadomości odczytała adres żony ofiary i od razu poinformowała swojego partnera o przesłuchaniu, a on podążył za nią prawie bez słowa. Żadnych naginanych teorii, żadnych sprzeczek, żadnych historii literackich. Nic. Pustka. I to straszne wrażenie, że czegoś jej brakuje. Tak, brakowało jej jego. I musiała coś z tym zrobić nawet wtedy, jeśli kłóciłoby się to z przyjętym przez nią postanowieniem, że się na nim zemści. Nie potrafiła tak żyć. I teraz już wiedziała, że jeśli on odezwie się pierwszy, nie będzie w stanie dłużej się przez nim bronić. Zacznie z nim normalnie rozmawiać choćby po to, żeby on znowu się zaśmiał i żeby ona znów mogła poczuć radość z pracy z nim.

I nie ukrywam, że ulegnę jeszcze raz
I popełnię setny raz to samo zło

W drodze do mieszkania prasowego rzecznika burmistrza miasta prawie się w ogóle do siebie nie odzywali. Ich jednym kontaktem były przelotne, niezauważone spojrzenia. W końcu to Rick odezwał się do niej pierwszy:
– Długo jeszcze zamierzasz milczeć? – zapytał.
– Tyle, ile będzie trzeba – odparła i spojrzała na niego, ale szybko odwróciła wzrok.
– To może porozmawiajmy o śledztwie – próbował zacząć temat.
– A co chcesz wiedzieć?
– No, nie wiem. Dobrze by było znać czas zgonu, znać możliwości finansowe ofiary i…
– Zaraz – przerwała mu, dając się wciągnąć w tę grę. – Przecież ty znasz burmistrza, więc możesz z nim porozmawiać na ten temat. Myślę, że chyba będziesz musiał odnowić swoją starą znajomość – stwierdziła.
– Dzięki, Beckett – odparł nieco sarkastycznie, a ona uśmiechnęła się niewinne, pozwalając, by do jej serca wkradł się kolejny promyk nadziei. – Ale wiesz co? Nie jest to wcale taki zły pomysł – dodał.
– Ja mam same dobre pomysły – oznajmiła i obydwoje się roześmiali. Wracało to, czego jeszcze przed chwilą tak bardzo jej brakowało. Nawet on o tym wiedział, co potwierdził swoimi słowami.
– Wszystko wraca powoli do normy – szepnął jakby do siebie, ale ona i tak to usłyszała.
– Nie, Castle. Nic nie wraca do normy. Jest coś, o czym nie wiesz – powiedziała, parkując samochód.
– Masz przede mną kolejne tajemnice? – zapytał z nutką goryczy w głosie.
– Tu nie chodzi o nas, Rick. Przecież już wykrzyczałeś mi, co o tym sądzisz. I nie będziemy do tego wracać, a ja postaram się chociaż w miejscu pracy udawać, że nic się nie stało. Przynajmniej do czasu.
– Wiesz, że nie musisz tego robić.
– Ale chcę.
– Jesteś tego pewna? – dopytywał się.
– Castle, przestań! Na razie mam dobry humor, więc nie psuj tego. Może wydawać ci się to nieco dziwne, ale…pamiętaj, że jeszcze ci nie wybaczyłam.
– Boże, ja nigdy nie zrozumiem kobiet – stwierdził, po czym obydwoje wysiedli z samochodu. Stanęli przed dużymi, białymi drzwiami i detektyw nacisnęła guzik dzwonka.
– Nie wiesz, że kobieta zmienną jest? – zapytała, wciąż rozważając jego poprzednie słowa. Wiedziała, że wszystko, co przed chwilą zrobiła, było do niej niepodobne, ale nie miała zamiaru dłużej przejmować się swoimi postanowieniami. Nie miała wyjścia. Jeśli on nie miał pojęcia, jak ratować ich przyjaźń, ona musiała to zrobić bez względu na konsekwencje. Miała nadzieję, że może już mu pokazać, że tak naprawdę istnieje nieco inna Kate Beckett niż ta, którą zna.
I mimo wszystko detektyw doskonale wiedziała, co robi. Bo zanim Castle zdążył odpowiedzieć, usłyszeli kroki i drzwi się otworzyły. Drobna blondynka spojrzała na nich swoimi błękitnymi oczami i otarła łzy, które wciąż znajdowały się na jej policzkach.
– Kate, dobrze, że przyjechałaś – powiedziała smutno i mocno przytuliła się do kobiety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz