środa, 9 maja 2012

Gorzki smak szczęścia - rozdział I cz.10.

Ciemność otaczała go z każdej strony. Nie wiedział, gdzie jest, ani co robi. Nie był w stanie myśleć. Miał wrażenie, że świat wiruje wokół niego coraz szybciej i szybciej. Dopiero, kiedy poczuł na swojej twarzy budzące krople lodowatej wody, otwarł oczy i rozejrzał się zdezorientowany po pomieszczeniu. Dopytywał się, co się stało, ale Beckett spojrzała tylko na niego i z kamienną maską na twarzy odparła chłodno, że zemdlał. Ale Rick zauważył jeszcze coś… Ten błysk w jej oku, który oznaczał, że się o niego martwi. Mężczyzna wiedział, że Kate na pewno nie pokaże, że on może dla niej cokolwiek znaczyć i prawie się to jej udało, ale znał ją zbyt dobrze, by mógł przegapić jeden moment mówiący coś innego, jedyny, niepasujący puzzel w kilkutysięcznej układance. Uśmiechnął się do siebie, wiedząc, że gra się nie skończyła. Beckett chciała jeszcze trochę się z nim pobawić i doskonale wyczuł to z tonu jej głosu. Nie obchodziło go to, że w tej chwili to ona prowadziła śledztwo. Sam musiał się wykazać inicjatywą, kiedy tylko nadarzy się taka okazja, by pokazać, że do czegoś się przydaje. Zawsze się przydawał. Odkąd pamiętał, robił wszystko, byle tylko Kate wyszła na osobę inteligentną, a on na głupka, choć czasami naprawdę zachowywał się jak przedszkolak. Nie przeszkadzało mu to, bo mógł w ten sposób mile połechtać ego pani detektyw. Ale w tej bitwie będzie musiał wygrać on i nie odda zwycięstwa bez walki. Jeszcze udowodni, że Beckett bez niego nie może pracować, a co dopiero żyć. I prędzej czy później odkryje jej tajemnice ukryte w głębi jakże skomplikowanego charakteru, by mogły choć przez chwilę ujrzeć światło dzienne i na zawsze uwolnić kobietę od problemów przeszłości. Castle miał wrażenie, że sprawa Jamesa Donovana jest właśnie jednym z takich sekretów i Kate boi się o tym mówić, ale nie podda się. I kiedy próbował po wyjściu z mieszkania żony ofiary w jakiś sposób czegokolwiek się dowiedzieć, Beckett szybko ucięło dyskusję zmieniając temat. Wiedział, że nie ma sensu się z nią kłócić, bo niczego nie osiągnie. Ale zwrócił uwagę na coś zupełnie innego. Może jego partnerka miała rację, że powinien dorosnąć? Może faktycznie czasem przesadzał ze swoim zachowaniem? Może naprawdę był zbyt lekkomyślny w swoim postępowaniu? Sam nie chciał w to wierzyć, ale za każdym razem odpowiedź musiała być twierdząca. I nie obchodziło go, że Kate może sobie pomyśleć, że jest na nią obrażony. W tym momencie ważniejsze było to, co właśnie do niego dotarło. Nie był idealnym mężczyzną, mężem, pisarzem czy konsultantem policji, a tym bardziej nie był detektywem, więc aż tak nie powinien wtrącać się i angażować w sprawy, ale gdyby nie to, to w niektórych przypadkach wciąż nie złapałoby się przestępców. Ale było jeszcze coś… Castle uświadomił sobie, że na pewno nie jest idealnym ojcem. Owszem, był bardzo dobrym ojcem, ale… No właśnie nie idealnym. I od tego momentu zamierzał to zmienić. Wystarczyła jedna rozmowa, jedna krótka uwaga, by jego pogląd na cały świat się zmienił. A te dwa słowa? Dziewięć liter, które mogłyby wszystko zmienić? Raz wypowiedziane sprawiają, że relacje międzyludzkie mogą się zmienić o 180 stopni. Ale teraz było już za późno, by je wypowiedź. Zawsze potrzeba do tego odpowiedniej sytuacji, nastawienia, samopoczucia… Jednak przede wszystkim potrzeba zaufania. Zaufania, którego w tym momencie brakowało. Zaufania, które może już nigdy nie być tak samo mocne, ale równie dobrze może osiągnąć jeszcze większą siłę. Zaufania, które było najważniejsze w związku. A czym był związek jego i Kate? Chwilowym kaprysem? Wyobrażeniem? Udowodnieniem sobie czegoś, a może zakładem? Nie, na pewno nie żadnym z powyższych, ale w tym momencie nie dało się go zdefiniować. Potrzeba było defibrylatora, który odnowiłby wszystko. Przywrócił dawne chwile do życia. Czy było warto walczyć? Nie, źle zadane pytanie. Czy jest warto walczyć? Jest. Jedna, prosta odpowiedź. Nie wolno się poddać, nie w tej chwili. Może nie wszystko układa się idealnie, może nie wszystko jest takie, jakbyśmy chcieli. Ale tam, gdzie jest miłość, zawsze znajdzie się sposób, by dwie osoby znalazły się przed ołtarzem. Mąż i żona. Żona i mąż. Nic nie jest w stanie ich rozdzielić i niczego nie można do tego porównać. Ale by być w stałym związku, trzeba mieć odpowiedni charakter. Odpowiedzialność, zaufanie, współpraca, umiejętność godzenia się, wybaczania, ale także kłócenia, przekomarzania, dogryzania, a przede wszystkim miłość. To podstawy. Cechy dobre i cechy złe. Gdyby było inaczej, świat byłby nudny, a dzięki temu nie jest. Więc… warto walczyć?
– Będę walczył – wyrwało się Rickowi, kiedy razem z Kate wchodził do windy. Popatrzyła na niego i wzruszyła ramionami. Nie reagował na jej spojrzenia, na jej głos. Widziała, jak bardzo się zamyślił. A on dalej był w swoim świecie. Wciąż w zamyśleniu wcisnął guzik. Winda ruszyła w górę, ale pół piętra przed odpowiednim wydziałem, zatrzymała się. Dało się słyszeć zgrzyt hamulców, a w pomieszczeniu zgasło światło. Dopiero wtedy Rick oprzytomniał i przypomniał sobie o burzy, o ogromnej nawałnicy, która od rana napływała w stronę Nowego Jorku. Byli uwięzieni. Odcięci od światła, prądu, cywilizacji… Zdani tylko na siebie… Ale i tak nie mogli nic zrobić, kiedy winda pomału ruszyła w dół.
– Castle! – wyrwało się Kate.
– Beckett! – wyrwało się w tej samej chwili Rickowi.
– Kocham cię! – krzyknęli obydwoje, a winda runęła w dół, przyciągając ich do ścian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz