Książka zaczęła sprzedawać się w zaskakująco szybkim tempie. Po tygodniu była już bestsellerem, a każda recenzja była pochlebna. Wszystko byłoby jak w bajce, gdyby nie to, że on nawet nie wiedział, czy ona się o niej dowiedziała. Miał nadzieję, że tak było i że ją przeczytała. Może postanowi wrócić i od nowa zacząć budować to, co kiedyś zostawili. Tym razem nie będzie to zamek na piasku, lecz solidny dom na skale. Ale na razie nie można o tym myśleć, bo to wciąż sprawia ból. Po ponad czterech latach jej obraz, dotyk, zapach wciąż pozostał w głowie i złośliwie domagał się uwagi, której nie można było mu nie poświęcić. To było niewykonalne. Jedynym ratunkiem był alkohol. Ale nie można było popaść w alkoholizm. Przecież wciąż miało się swoje życie, dom, rodzinę, pracę, znajomych… Jedna kobieta nie byłaby warta tego wszystkiego. Ale ona była inna. Walczyła do końca. Z samą sobą. I on dobrze o tym wiedział. Lecz sam walczyć nie potrafił. W tym momencie postanowił się już poddać. Przeczuwał, że nawet jeśli przeczyta jego książkę, to teraz będzie już za późno. Na pewno ułożyła sobie nowe życie, z nowym mężczyzną z dala od niego. A on teraz miał inne zajęcie – obiecał Ryanowi, że się z nim spotka.
Przekroczył próg małej kawiarni mieszczącej się niedaleko jego mieszkania i rozejrzał się po pomieszczeniu. Do jego nozdrzy dotarł zapach świeżej kawy i szarlotki, który mile połechtał jego zmysły. Wrócił pamięcią do chwil, które napawały go szczęściem, ale po kilku sekundach zorientował się, że Kate tu nie ma. Ze smutkiem na twarzy odszukał Kevina. Podszedł do niego i wyciągnął dłoń. Uścisk detektywa był pewny i mocny, jakby miał pomóc utrzymać się na nogach. Castle uśmiechnął się z wdzięcznością i zajął miejsce naprzeciwko mężczyzny.
- Jak się czujesz? – zapytał Ryan, sprawiając wrażenie zatroskanego.
- A jak wyglądam? – odparł pisarz pytaniem na pytanie, a jego towarzysz zacisnął usta i pokręcił głową.
- Rick, chciałem z tobą normalnie porozmawiać – zaczął. – Od wydania książki znowu nie pojawiasz się na posterunku, nie odbierasz telefonów ani maili. Martwiliśmy się o ciebie – oznajmił z wyrzutem.
- Niepotrzebnie. Wszystko u mnie w porządku. A co u ciebie?
- Wiesz dobrze, że nie chodzi tu o mnie. Porozmawiajmy o tobie.
- O mnie? Ale przecież mnie znasz, więc…
- Czytałem książkę – przerwał mu od razu.
Castle spojrzał na niego ze znakiem zapytania w oczach, ale po chwili przeniósł wzrok na okno, jakby chciał zobaczyć, co dzieje się na ulicy. Kevin dokładnie widział, jak na twarzy pisarza pojawiają się różne emocje, w ogóle ze sobą niezwiązane. Najpierw zrozumienie, potem dziwna radość, następnie smutek, a wszystko to uwieńczyła satysfakcja, która znikła po kilku sekundach zastąpiona pustką kamiennej maski.
- Myślisz, że ją przeczytała? – szepnął, wciąż wpatrując się w okno.
- Na miłość Boską, Rick! – prawie krzyknął. – Nie możesz się ciągle tym zadręczać. Choć wiem, że na twoim miejscu postąpiłbym dokładnie tak samo. I, stary, podziwiam cię, że wciąż walczysz. Cztery lata pisałeś książkę, a Kate nie ma już pięć. I jest coś, co może podnieść cię na duchu, tylko znów będziesz musiał czekać.
- O czym ty mówisz? – zapytał, przenosząc wzrok z powrotem na detektywa, który ewidentnie go zainteresował.
- Javier poprosił mnie, bym przekazał ci nieoficjalną informację, że za cztery miesiące odbędzie się ślub jego i Lanie. Oczywiście nie możesz nikomu o tym wspomnieć ze względu bezpieczeństwa, ale to ogromna szansa na pojawienie się Beckett i chcemy, byś odpowiednio nastawił się do tego psychicznie, gdyby…
- Nie, Ryan – przerwał mu od razu. – Nie będzie żadnego gdybania. Pozwólmy, żeby to wszystko potoczyło się własnym losem. Ale dziękuję wam, że o mnie pomyśleliście. Zrobiłem, co mogłem. Teraz mogę tylko czekać.
- Castle, jesteś całkowicie pewien tego, co robisz?
- Nie, nie jestem. Ale to lepsze niż czekanie na śmierć.
Kevin pokrzepiająco uśmiechnął się do niego nad stołem, a Rick tylko mrugnął powiekami w wyrazie podziękowania, po czyn wstał i pożegnał się z detektywem. Nie wiedział, dlaczego los jest wciąż dla niego łaskawy, ale na razie nie chciał się nad tym zastanawiać. Miał jeszcze cztery miesiące czekania, a potem na nowo zacznie układać swoje życie.
Przekroczył próg małej kawiarni mieszczącej się niedaleko jego mieszkania i rozejrzał się po pomieszczeniu. Do jego nozdrzy dotarł zapach świeżej kawy i szarlotki, który mile połechtał jego zmysły. Wrócił pamięcią do chwil, które napawały go szczęściem, ale po kilku sekundach zorientował się, że Kate tu nie ma. Ze smutkiem na twarzy odszukał Kevina. Podszedł do niego i wyciągnął dłoń. Uścisk detektywa był pewny i mocny, jakby miał pomóc utrzymać się na nogach. Castle uśmiechnął się z wdzięcznością i zajął miejsce naprzeciwko mężczyzny.
- Jak się czujesz? – zapytał Ryan, sprawiając wrażenie zatroskanego.
- A jak wyglądam? – odparł pisarz pytaniem na pytanie, a jego towarzysz zacisnął usta i pokręcił głową.
- Rick, chciałem z tobą normalnie porozmawiać – zaczął. – Od wydania książki znowu nie pojawiasz się na posterunku, nie odbierasz telefonów ani maili. Martwiliśmy się o ciebie – oznajmił z wyrzutem.
- Niepotrzebnie. Wszystko u mnie w porządku. A co u ciebie?
- Wiesz dobrze, że nie chodzi tu o mnie. Porozmawiajmy o tobie.
- O mnie? Ale przecież mnie znasz, więc…
- Czytałem książkę – przerwał mu od razu.
Castle spojrzał na niego ze znakiem zapytania w oczach, ale po chwili przeniósł wzrok na okno, jakby chciał zobaczyć, co dzieje się na ulicy. Kevin dokładnie widział, jak na twarzy pisarza pojawiają się różne emocje, w ogóle ze sobą niezwiązane. Najpierw zrozumienie, potem dziwna radość, następnie smutek, a wszystko to uwieńczyła satysfakcja, która znikła po kilku sekundach zastąpiona pustką kamiennej maski.
- Myślisz, że ją przeczytała? – szepnął, wciąż wpatrując się w okno.
- Na miłość Boską, Rick! – prawie krzyknął. – Nie możesz się ciągle tym zadręczać. Choć wiem, że na twoim miejscu postąpiłbym dokładnie tak samo. I, stary, podziwiam cię, że wciąż walczysz. Cztery lata pisałeś książkę, a Kate nie ma już pięć. I jest coś, co może podnieść cię na duchu, tylko znów będziesz musiał czekać.
- O czym ty mówisz? – zapytał, przenosząc wzrok z powrotem na detektywa, który ewidentnie go zainteresował.
- Javier poprosił mnie, bym przekazał ci nieoficjalną informację, że za cztery miesiące odbędzie się ślub jego i Lanie. Oczywiście nie możesz nikomu o tym wspomnieć ze względu bezpieczeństwa, ale to ogromna szansa na pojawienie się Beckett i chcemy, byś odpowiednio nastawił się do tego psychicznie, gdyby…
- Nie, Ryan – przerwał mu od razu. – Nie będzie żadnego gdybania. Pozwólmy, żeby to wszystko potoczyło się własnym losem. Ale dziękuję wam, że o mnie pomyśleliście. Zrobiłem, co mogłem. Teraz mogę tylko czekać.
- Castle, jesteś całkowicie pewien tego, co robisz?
- Nie, nie jestem. Ale to lepsze niż czekanie na śmierć.
Kevin pokrzepiająco uśmiechnął się do niego nad stołem, a Rick tylko mrugnął powiekami w wyrazie podziękowania, po czyn wstał i pożegnał się z detektywem. Nie wiedział, dlaczego los jest wciąż dla niego łaskawy, ale na razie nie chciał się nad tym zastanawiać. Miał jeszcze cztery miesiące czekania, a potem na nowo zacznie układać swoje życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz