piątek, 23 listopada 2012

Spacer po linie - epilog

     Brązowowłosa opatuliła się szczelniej grubym, zielonym i nieco już na nią za dużym swetrem, ponieważ przez ostatnie tygodnie schudła kilka kilo. Nie chciała tego, ale stres, który był związany z tym, co miała zamiar dzisiaj zrobić, nie pozwalał jej utrzymać się w dobrej kondycji. Nie mogła jeść, spać, a na dodatek jej ojciec zmarł trzy miesiące temu. Została sama i wyglądała jak cień człowieka. Życie nie okazało się tak łaskawe dla niej, by oszczędzić choć chwile szczęścia, które były tylko zwykłym kłamstwem, choć ona jeszcze z nikim się tym nie podzieliła. Fale odbijały się od brzegu, zagłuszając śmiechy dwóch dziewczynek, starszej i nieco młodszej, siedzących na plaży. Wiatr wzmagał się z każdą godziną, a nadciągające chmury zwiastowały nadchodzącą burzę. Był już wieczór, dość zimny jak na wczesną jesień.
     - Płaczesz? – zapytał mężczyzna, siadając tuż obok niej. Zauważył wszystkie zmiany w jej zachowaniu oraz wyglądzie i z każdym dniem coraz bardziej martwił się o nią. Miał nadzieję, że uda mu się uratować ją przed nią samą.
     - Nie, skądże – odparła, ocierając szybko spływające łzy, choć jej zaczerwienione oczy mówiły zupełnie co innego. Nie chciała zatruwać mu życia swoimi problemami, choć nigdy jej się to nie udawało. Został jej przyjacielem i jednym mężczyzną, którego tak naprawdę kochała, choć nie potrafiła zatrzymać go przy sobie, kiedy miała okazję.
     - Widzę przecież, że coś się stało – oznajmił, uważnie się w nią wpatrując. W końcu obróciła głowę i spojrzała w jego oczy. Poczuł jej wewnętrzny ból.
     - Już od dawna chciałam z tobą o tym porozmawiać, ale nie mogłam zabrać się za rozmowę. Dziś wiem, że jestem gotowa – wyszeptała, a on jej nie przerywał. Rozumieli się bez słów. – Nie wiem, czy pamiętasz, ale James zostawił ci list, który miałeś mi dać, gdybyś wiedział, że on już się nie obudzi. Do tej pory nie powiedziałam nikomu, co w nim napisał, więc będziesz pierwszym, który to ode mnie usłyszy…
     Uciekła spojrzeniem, które przeniosła na kartkę trzymaną w dłoni. On nie naciskał, lecz sprawdził, czy dziewczynki dalej siedzą w bezpiecznej odległości od nich i wpatrzył się w morze, jakby szukał tam jakiegoś wsparcia. Po chwili zauważył, że kobieta kręci głową. Przeniósł na nią wzrok, a następnie wziął od niej list, który mu podała.
     - Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? – spytał, wciąż nie mogąc dojść do siebie po tym, co przeczytał. Nie spodziewał się, że Beckett jest w stanie przez tak długi czas ukrywać, kto stoi za morderstwem jej matki, a tym bardziej już nic z tym nie zrobić. To nie było w jej stylu.
     - A po co miałam ci mówić? – odparła pytaniem na pytanie, spoglądając smutnym wzrokiem w jego oczy. – Wiesz dobrze, że nie mogłam się narażać. Mam dzieci i starałam się zapewnić im jak najlepszą przyszłość. Kto by się nimi zajął, gdyby nie James i nie jego warunek? – rzuciła w przestrzeń, nie chcąc nawet słyszeć odpowiedzi.
     - Beckett, nie ma sensu gdybać – stwierdził mężczyzna, poważniejąc. Zaskoczenie, które jeszcze przed chwilą ogarniało jego umysł, zaczęło ustępować. – Trzeba się skupić na teraźniejszości… - Wziął głębszy oddech. – Na pewno pokazałaś mi to z jakiegoś powodu. Co masz zamiar zrobić?
     Widział, jak zamyka oczy i chowa twarz w dłoniach. W jej postawie dostrzegł niewyobrażalny ból i smutek. I nagle poczuł się, jakby dostał młotkiem w brzuch. Jak mógł w ogóle na to wszystko pozwolić?
     - Daj mi to – powiedziała, nagle wyciągając rękę w jego kierunku z taką stanowczością, jakiej nie mógł się w tej chwili spodziewać. Posłusznie podał jej list i bezmyślnie patrzył na trzymaną przez nią w dłoni zapalniczkę. Kartka momentalnie zajęła się ogniem i zaczęła się palić. W końcu kobieta położyła ją kawałek dalej na piasku, by zniknęła na zawsze.
     - Chcesz wiedzieć, co teraz? – spytała, nie oczekując odpowiedzi. – Nie ma już tego, co było kiedyś. W końcu uwolniłam się od przeszłości, ale nie potrafiłam tego zrobić, nie mówiąc ci o tym. Odegrałeś zbyt dużą rolę w całej tej sprawie – oznajmiła, patrząc na niego, jakby wiedziała o nim wszystko.
     - Myślisz, że dobrze zrobiłaś? Co teraz będzie z tobą? Wyjedziesz? – mówił, czując, jak w jego umyśle pojawia się coraz więcej możliwości. Bał się. Bał się, że znowu ją straci, choć przez tyle lat nie potrafił jej odzyskać, więc tak naprawdę nie miał nic. Ich związek nie istniał.
     - Nie zabronię ci spotykać się z córką, ale… - urwała, a on dostrzegł w jej oczach łzy. Potrząsnęła lekko głową i po chwili kontynuowała: - Teraz to wszystko zależy od ciebie. Od nas… Proszę, nie pozwól mi znowu odejść – wyszeptała ostatnie zdanie na tyle głośno, by mógł choć ledwo je usłyszeć.
     - Nie pozwolę, Kate – odparł, również szepcząc. – Już nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz