środa, 9 maja 2012

Gorzki smak szczęścia - rozdział III cz.2.

Widziała, jak wyraz twarzy Castle’a diametralnie się zmienia. Z ogromnego szoku i niedowierzania zamienił się w złość, a potem wściekłość.
– Zawsze wiedziałem, że z nimi coś jest nie tak – powiedział i oparł się plecami o ścianę windy tuż obok Kate. – Mów dalej – poprosił.
– Elly dowiedziała się o tym wszystkim niedawno, w zasadzie przez przypadek, kiedy ta kobieta przyszła do ich domu z jakimiś papierami i je tam zostawiła. Elisabeth nigdy nie zaglądała do rzeczy męża, ale kiedy przekładała teczkę, wypadła stamtąd mała karteczka, na której ta kobieta napisała, jak było cudownie w Paryżu. No a potem Elly zadzwoniła do mnie.

Odebrała telefon i przestraszyła się, kiedy usłyszała swoją przyjaciółkę. Elly nigdy nie była w takim stanie, nawet gdy nie dostała się do wymarzonej pracy. Bo przecież powtarzała sobie, że zawsze może być lepiej. Tym razem mogło być już tylko gorzej i Kate szczerze jej współczuła. Nie mogła pozostać na to obojętna, dlatego wsiadła do samochodu i kilkanaście minut później była już pod domem przyjaciółki. Kiedy weszła do środka, zobaczyła porozrzucane po podłodze rzeczy, a na środku salonu na podłodze siedziała blondynka. Z tak daleka Beckett nie mogła dostrzec, co się stało, ale domyśliła się, że kobieta płacze. Szybko do niej podeszła, po czym objęła ją ramieniem i zapytała:
– Co się stało?
– Pokłóciliśmy się – odparła i spojrzała z nadzieją na detektyw. – Ale ty mi pomożesz, prawda?
– Elly, w czym?
– W udowodnieniu mu winy.
– Ale o czym ty mówisz?
– On się nie chce przyznać. Mówi, że to nieprawda, a ona chce nim manipulować.
– Może jednak jest w tym trochę prawdy? – zapytała Beckett. – Gdzie on powinien teraz być?
– W parku.
– W takim razie tam chodźmy.

Kate wzięła głębszy oddech i spojrzała ze smutkiem na Ricka. Miała wrażenie, że on już wie, w jakim kierunku zmierza cała ta historia, ale nie dała tego po sobie poznać. Zacisnęła pięści i wypuściła powietrze z głośnym świśnięciem. Teraz przekonała się, jak czuje się świadek, który musi wszystko wyznać, ale nie pamięta tak naprawdę, co się stało.
– No i poszłyśmy – dokończyła, po czym odruchowo obróciła się i wtuliła w ramiona mężczyzny. Zapach jego perfum uspokoił ją nieco, ale wciąż kobieta się trzęsła. Pisarz nie był przyzwyczajony do takiego jej zachowania, dlatego zdziwił się, ale i jednocześnie ucieszył, bo wiedział, że to musi być jakiś dar od losu. I miał zamiar go wykorzystać.
Przycisnął ją mocniej do siebie, po czym zaczął gładzić po włosach, powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Czuł, jak pomału materiał jego koszuli robi się mokry od łez. Uśmiechnął się lekko, wiedząc, że musi pozwolić Kate pozbyć się emocji, bo kiedy one opadną, umysł jest w stanie lepiej analizować fakty. Może wtedy detektyw sobie coś przypomni. Jeden mały, istotny szczegół, który będzie przemawiał za jej niewinnością, w którą Castle cały czas wierzył.
– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powtórzył po raz kolejny i odsunął ją od siebie. Spojrzał jej głęboko w oczy i otarł palcem łzy z jej policzka. Uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech. W duchu odetchnął z ulgą, że jeszcze nie jest tak źle i jeszcze się nie załamała. Zaczął mówić spokojnym, łagodnym tonem:
– Kate, kochanie, nie jesteś zdolna do takich rzeczy. Na pewno tylko ci się wydaje. Obiecuję ci, że jak tylko wyjdziemy z tej cholernej windy, zabiorę cię do parku i krok po kroku sobie wszystko przypomnisz, a ja ci w tym pomogę. Znajdziemy mordercę, a potem pojedziemy na długie wakacje do Hamptons. I odpoczniemy od tego świata. Tylko ty i ja.
Uśmiechnęła się jeszcze bardziej przez łzy. Miała wrażenie, że jest teraz na właściwym miejscu, ale mimo wszystko szczęście miało w tym momencie gorzki smak. Bo było bardzo dobrze, ale wciąż na sumieniu dążyła jej ta jedna noc, jeden wieczór, który mógł zrujnować jej życie, ale nie musiał tego robić. A ona tak bardzo chciała sobie wszystko przypomnieć.
Jednak teraz postanowiła się nad tym nie zastanawiać. Musnęłam swoimi wargami usta Castle’a, po czym spletli się w pocałunku pełnym przebaczenia i miłości. Nie spieszyli się, nie mieli po co. Każdy z nich cieszył się bliskością tej drugiej osoby. Czuli się wtedy bezpieczni i pełni życia. Nic nie stało im na przeszkodzie. A słony smak łez tylko dodawał tej chwili uroku, sprawiając, że stała się wyjątkowa. W wyjątkowej sytuacji. I mogliby tak trwać wiecznie, nie odrywając się od siebie i łapczywie szukając ust tej drugiej osoby. Ale byli tak bardzo zajęci sobą, że nie usłyszeli, jak drzwi windy otwierają się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz