Taksówka zatrzymała się w końcu przed dwupiętrowym budynkiem z szarej cegły. Kate wysiadła z samochodu i spojrzała na budynek, pomału wznosząc oczy w kierunku nieba. James przyglądał jej się z uśmiechem na ustach, by po chwili spytać:
- Podoba ci się?
- Ja… nie powinnam – szepnęła i sięgnęła po swój bagaż, ale w tym momencie zorientowała się, że mężczyzna ją wyprzedził i już zmierzał z jej walizką w kierunku schodów. Prychnęła i ruszyła za nim, starając się zachować sceptyczną minę. Wiedziała, że nie powinna się zadawać z nieznajomym, ale skoro zaoferował pomoc i wydawał się sympatyczny, mogła zaryzykować.
Otworzył drzwi i wpuścił ją do budynku. Weszła pomału, rozglądając się po korytarzyku. Mimowolnie otwarła usta i przyglądała się wszystkiemu ze zdziwieniem. Wszystko idealnie do siebie pasowało i było urządzone w dość modny, a zarazem staroświecki sposób. Taka nowoczesna elegancja. Beckett bardzo się to spodobało i zamierzała pochwalić gust swojego nowego znajomego.
- Ładnie tu – powiedziała, uśmiechając się. Mrugnął do niej i wskazał jej schody prowadzące na górę. Zrobiła pierwszy krok, a potem kolejny i w końcu znalazła się na pierwszym piętrze, pozostawiając parter za sobą. James wyprzedził ją i wszedł do jednego z pokoi. Podążyła za nim, a jej oczom ukazała się mała, beżowo-brązowa sypialnia z ogromnym łożem z baldachimem, stolikiem z dwoma krzesłami przy oknie, dwudrzwiową szafą i małą toaletką obok drzwi, które – jak Beckett się domyślała – prowadziły do łazienki.
- Od dziś to będzie twój pokój – oznajmił mężczyzna, kładąc jej walizkę tuż obok łóżka. Kate uśmiechnęła się z wdzięcznością, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Dziękuję – odparła w końcu. – Choć muszę przyznać, że nie wiem, dlaczego to robisz.
- Och, lubię pomagać damom w opałach – szepnął uwodzicielskiego i przeszedł bardzo blisko niej, kierując się do wyjścia. – Ale nie musisz się mnie bać…
- Tak, wiem, jesteś adwokatem – przerwała mu – i takim trochę czarusiem – dodała po chwili. – Musisz mi wybaczyć, bo na razie nie mam ochoty na żaden związek.
- Domyśliłem się i nie mam zamiaru cię podrywać, mam swój sekret – powiedział, chwytając za klamkę. – A teraz zostawię cię, żebyś mogła się rozgościć i odświeżyć po podróży.
- James – zaczęła, zanim zdążył zamknąć drzwi. – Mogę cię o coś spytać?
- Pewnie.
- Mieszkasz tu sam?
- Hm… - zastanowił się. - W zasadzie tak. Od czasu do czasu odwiedzają mnie znajomi i rodzice. Ale jeśli chodzi ci o to, jak długo możesz zostać, to powiem ci, że ile tylko chcesz. I tak, przyznaję się, brakuje mi towarzystwa.
Zamknął drzwi, a Kate została sama. Usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach. Nie wiedziała, czy to wszystko tylko jej się śni, czy dzieje naprawdę. Postąpiła wbrew swojemu charakterowi, dopuszczając do głosu serce. Może powinna tak zrobić znacznie wcześniej, ale teraz nie miała ochoty wracać. Wiedziała podświadomie, że z Jamesem może czuć się bezpieczna i że jemu może zaufać bez względu na wszystko. Jednak wciąż pozostał ból po opuszczeni bliskich jej osób. Nie miała pojęcia, jak szybko uda jej się to pokonać, ale czuła, że James jej w tym pomoże, dlatego miała ochotę niezwłocznie z nim porozmawiać.
- Podoba ci się?
- Ja… nie powinnam – szepnęła i sięgnęła po swój bagaż, ale w tym momencie zorientowała się, że mężczyzna ją wyprzedził i już zmierzał z jej walizką w kierunku schodów. Prychnęła i ruszyła za nim, starając się zachować sceptyczną minę. Wiedziała, że nie powinna się zadawać z nieznajomym, ale skoro zaoferował pomoc i wydawał się sympatyczny, mogła zaryzykować.
Otworzył drzwi i wpuścił ją do budynku. Weszła pomału, rozglądając się po korytarzyku. Mimowolnie otwarła usta i przyglądała się wszystkiemu ze zdziwieniem. Wszystko idealnie do siebie pasowało i było urządzone w dość modny, a zarazem staroświecki sposób. Taka nowoczesna elegancja. Beckett bardzo się to spodobało i zamierzała pochwalić gust swojego nowego znajomego.
- Ładnie tu – powiedziała, uśmiechając się. Mrugnął do niej i wskazał jej schody prowadzące na górę. Zrobiła pierwszy krok, a potem kolejny i w końcu znalazła się na pierwszym piętrze, pozostawiając parter za sobą. James wyprzedził ją i wszedł do jednego z pokoi. Podążyła za nim, a jej oczom ukazała się mała, beżowo-brązowa sypialnia z ogromnym łożem z baldachimem, stolikiem z dwoma krzesłami przy oknie, dwudrzwiową szafą i małą toaletką obok drzwi, które – jak Beckett się domyślała – prowadziły do łazienki.
- Od dziś to będzie twój pokój – oznajmił mężczyzna, kładąc jej walizkę tuż obok łóżka. Kate uśmiechnęła się z wdzięcznością, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Dziękuję – odparła w końcu. – Choć muszę przyznać, że nie wiem, dlaczego to robisz.
- Och, lubię pomagać damom w opałach – szepnął uwodzicielskiego i przeszedł bardzo blisko niej, kierując się do wyjścia. – Ale nie musisz się mnie bać…
- Tak, wiem, jesteś adwokatem – przerwała mu – i takim trochę czarusiem – dodała po chwili. – Musisz mi wybaczyć, bo na razie nie mam ochoty na żaden związek.
- Domyśliłem się i nie mam zamiaru cię podrywać, mam swój sekret – powiedział, chwytając za klamkę. – A teraz zostawię cię, żebyś mogła się rozgościć i odświeżyć po podróży.
- James – zaczęła, zanim zdążył zamknąć drzwi. – Mogę cię o coś spytać?
- Pewnie.
- Mieszkasz tu sam?
- Hm… - zastanowił się. - W zasadzie tak. Od czasu do czasu odwiedzają mnie znajomi i rodzice. Ale jeśli chodzi ci o to, jak długo możesz zostać, to powiem ci, że ile tylko chcesz. I tak, przyznaję się, brakuje mi towarzystwa.
Zamknął drzwi, a Kate została sama. Usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach. Nie wiedziała, czy to wszystko tylko jej się śni, czy dzieje naprawdę. Postąpiła wbrew swojemu charakterowi, dopuszczając do głosu serce. Może powinna tak zrobić znacznie wcześniej, ale teraz nie miała ochoty wracać. Wiedziała podświadomie, że z Jamesem może czuć się bezpieczna i że jemu może zaufać bez względu na wszystko. Jednak wciąż pozostał ból po opuszczeni bliskich jej osób. Nie miała pojęcia, jak szybko uda jej się to pokonać, ale czuła, że James jej w tym pomoże, dlatego miała ochotę niezwłocznie z nim porozmawiać.
***
Czyżby to miał być koniec wszystkiego? Koniec jego życia, pasji, wolności? Koniec wiary w to, co dobre? Wprawdzie nie chciał tak myśleć, ale wciąż do jego umysłu docierały sprzeczne sygnały, które prowadziły go na rozdroże. Sam nie wiedział już, co ma zrobić. Skoro Kate powiedziała, że musi pozwolić jej odejść, to najwidoczniej tak powinien zrobić. Powinien uszanować jej wolę i zacząć życie bez swojej ukochanej kobiety. Ale nie potrafił tak po prostu zacząć wszystkiego od nowa, nie potrafił się poddawać. Jednak tym razem oznaką tego miała być tylko wiara w to, że Beckett jeszcze wróci i że będą mogli ułożyć sobie życie na nowo.
W końcu podniósł się ze swojego fotela, w którym spędził całą noc, rozmyślając. Doprowadził się szybko do porządku i zaparzył sobie kubek świeżej kawy. Nadszedł nowy dzień. Dzień zmian i zapominania o przeszłości. Dzień nowego życia i niezgadzania się z prawdą i własnymi postanowieniami. Dzień pogodzenia się z losem i z decyzjami ludzi mającymi na niego wpływ.
- Richard – usłyszał tuż za sobą, kiedy chwytał swoje kluczyki od samochodu. Głos matki był krytyczny i pełen sceptycyzmu. – Gdzie ty się wybierasz?
- Do pracy – odparł, odwracając się w jej kierunku. – Nie mam zamiaru dłużej odcinać się od świata. Muszę żyć dalej i uszanować jej wolę.
- Och, Richard – powiedziała nieco łagodniej i wyciągnęła rękę w jego kierunku. – Mówisz o niej, jakby umarła, a przecież tak nie jest.
- Mamo, ona odeszła – szepnął, odsuwając się od niej, nim dłoń rodzicielki dotknęła jego barku. Uśmiechnął się kwaśno i wyszedł, pozostawiając po sobie tylko uczucie pustki. Nie tylko w sercu swojej matki, ale także i swoim. Martha miała rację, zaczął myśleć o Kate jak o kimś martwym, a przecież ona wciąż żyła i może wciąż o nim myślała zamknięta w jakimś ciasnym pomieszczeniu. Może tęskniła za nim i żałowała swojej decyzji. Może wciąż go kochała i uciekła z miłości, chcąc mu pozwolić na lepsze życie. Ale jakoś nie mógł w to uwierzyć. Wiedział, że nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego, co mogło zrujnować wszystko, w czym pokładał nadzieję. A on pokładał nadzieję w niej, w ich związku… w ich wspólnej przeszłości… Która teraz przepadła bezpowrotnie. I dopiero w tym momencie Rick dopuścił do siebie myśl, że może zrobili o jeden krok za dużo. Może nic między nimi nie powinno się wydarzyć. Może byłoby wtedy zupełnie inaczej. Ale teraz można by już tylko gdybać. Jedynym ratunkiem w tym momencie pozostało napisanie książki tylko i wyłącznie dla Kate. Na kilkuset stronach mógł wyrazić to, co czuł naprawdę i w ten sposób jej to przekazać, gdziekolwiek była. Może nie domyślała się, że on już dawno zorientował się, jak wielką jest jego fanką, ale tym razem miał jej zamiar udowodnić, jak bardzo mu niej zależało. I to nie tylko w ten sposób. Przecież mógł jeszcze realizować ideały, jakie ona wyznawała. Mógł łapać przestępców razem z chłopakami, bo przecież ich współpraca była naprawdę dobra. Jednak z Kate byłaby wspaniała. To ona sprawiła, że poczuli się prawdziwym zespołem, że zaczęli naprawdę blisko się ze sobą przyjaźnić. To ona trzymała to wszystko w ryzach, a teraz to miało się zmienić. Wystarczył tylko jeden krok do przodu. Jedno słowo więcej, by wszystko obróciło się o 180 stopni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz