środa, 9 maja 2012

[OP] Pozytywka

Kap, kap, kap… Duże krople deszczu spadają rytmicznie wokół ciebie. Idziesz pomału ulicą, nie zwracając uwagi na przechodniów. Nie masz parasola. Mokniesz. Ale to teraz dla ciebie nieważne, bo ten moment może oznaczać chwilę odkupienia. Deszcz odkupienia. Czujesz, jak z każdą sekundą poczucie winy spływa wraz z kroplami wody, aż w końcu znika. Nie ma go. Ale pozostały wyrzuty sumienia, które mogą ci towarzyszyć do końca życia. Nie wybaczysz sobie, jeśli ona umrze, kiedy przy niej nie będzie ciebie. Uległeś namowom, ale co miałeś zrobić? Ochrona w końcu wyrzuciłaby cię ze szpitala, bo pacjentka musi odpocząć, a ty cały czas siedziałeś przy niej i, trzymając ją za rękę, szeptałeś, jak mocno ją kochasz. Brakuje ci tego. Brakuje ci tego momentu, kiedy mogłeś patrzeć na jej twarz uśpioną w półmroku ciszy. Jedyną oznaką życia była poruszająca się w górę i w dół klatka piersiowa, ale i to ledwo zauważałeś. Teraz, kiedy przypominasz sobie rysy twarzy ukochanej kobiety, widzisz królową śniegu, ale wiesz, że jej serce było pełne ciepła, choć na pozór osłonięte ołowianym pancerzem. Pamiętasz jej bladą twarz, zbyt bladą. Sine usta, które z każdą sekundą zaczynały nabierać kolorów, wciąż przemawiały do ciebie swoim wyrazem. Chciałeś ją pocałować, ale to nie był odpowiedni moment i doskonale o tym wiedziałeś. Zresztą co w tym momencie było odpowiednie? Jej lodowata skóra, pod którą ledwo wyczuwałeś puls? Nie, na pewno nie. Wolałeś, by na jej twarzy pojawiły się różowe, delikatne rumieńce oznaczające zapał do pracy i chęć do życia. Ale czy jeszcze kiedykolwiek je zobaczysz? Tego nie wiedziałeś i to napawało cię przerażeniem. Nie mogłeś pozwolić, żeby odeszła, żeby zostawiła cię samego na tym świecie. Idąc zatłoczoną ulicą, wciąż myślałeś, co jeszcze możesz zrobić, ale nic nie przychodziło ci do głowy. Nie zwracałeś uwagi na ludzi, którzy cię potrącali, choć denerwowało cię w nich jedno… Ciągle się gdzieś spieszyli, brnąc w deszczu i nie myśląc nawet o tym, że za chwilę bliskich im osób może już nie być. Nie mogłeś tego zrozumieć, choć jeszcze kilka godzin wcześniej robiłbyś dokładnie tak samo, nie zwracając uwagi na nic i niczym się nie przejmując. Ale teraz w twoich myślach była tylko ona i ty, wieczny chłopiec, nie mogłeś już dłużej udawać. Wszędzie widziałeś jej twarz. Spoglądała gdzieś w dal z wystawy sklepowej ze smutkiem w oczach. Podobieństwo było tak wielkie, że musiałeś wejść do sklepu, by bliżej się jej przyjrzeć. Kiedy miałeś w rękach pozytywkę w kształcie baletnicy, która tak bardzo przypominała ci Beckett, nie mogłeś oprzeć się wrażeniu, że pani detektyw taka naprawdę była. Wykonana z najdroższej porcelany, delikatna, jedyna w swoim rodzaju. Bez wahania wyciągnąłeś swoją kartę kredytową i kupiłeś przedmiot. A kiedy dotarłeś do domu i usiadłeś przy biurku, uruchomiłeś pozytywkę. Była to bez wątpienia melodia, którą znałeś, ale nie mogłeś sobie przypomnieć, co to jest. Miałeś wrażenie, że wiązała się w pewnym sensie z Beckett. Zastanawiałeś się, czy ktoś chce ci zrobić głupi żart, czy to faktycznie przypadek zdarzający się raz na milion. Ale szybko doszedłeś do wniosku, że to raczej to drugie. Patrząc na mniejszą i delikatniejszą wersję Kate, chciałeś, by był to tylko sen, ale wiedziałeś, że to rzeczywistość. Przyglądałeś się dokładnie rysom baletnicy. Miała dokładnie takie same oczy, w których tliły się tak znajome ci iskierki. Malinowe usta wygięte w tym samym uśmiechu zarezerwowanym tylko dla ciebie, kiedy myślała, że tego nie widzisz. Zaróżowione policzki przypominające lekko czerwone róże, które zawsze chciałeś jej podarować. Blada skóra, która wydawała się delikatna i krucha. Włosy upięte w kok dodawały tylko uroku i powagi. Ręce idealnie wyciągnięte nad głowę i złączone u góry opuszkami palców z taką gracją, jaką mogłaby pozazdrościć każda baletnica. Ale coś w jej oczach mówiło ci, że nic nie jest w porządku. Czy Beckett przypadkiem też nie miała takich smutnych oczu, kiedy się martwiła? A czy ty martwiłeś się o nią, kiedy tego potrzebowała? Czy zawsze przychodziłeś jej z pomocą? Prawie nie było dnia, żebyś nie był blisko niej, ale teraz ona była tam sama, czekająca na śmierć. Wciąż miałeś nadzieję, ale po minach lekarzy zorientowałeś się, że nic już nie da się zrobić. Przytrzymywali ją przy życiu, ile tylko mogli. Wytrzyma jeszcze może jeden dzień, a potem odejdzie. I co ci po niej zostanie? Pozytywka, którą zauważyłeś na jednej z wystaw sklepowych? To głupie i dobrze o tym wiesz, bo nie możesz tego porównywać z Beckett. Baletnica może w każdej chwili się rozbić i trzeba ją będzie wyrzucić, a Kate ma jeszcze niewielką szansę na walkę. Przecież może ją wykorzystać. Może spróbować, kiedy ty będziesz przy niej, bo będzie czuła, że ją kochasz. Możliwe, że to wzmocni jej chęć do życia, ale czy na pewno? Na to pytanie nie potrafiłeś sobie odpowiedzieć, kiedy w pokoju zapanowała głucha cisza. Pozytywka przestała grać, a z niej nagle wypadła mała, opalona kartka papieru, na której było napisane idealnie wykaligrafowanymi literami: „będziesz następny”. Podniosłeś głowę i spojrzałeś w okno. Nie miałeś czasu zareagować. Zarejestrowałeś tylko błysk, a twoja krew trysnęła wprost na pozytywkę. Wiedziałeś, że zawiodłeś, że się spóźniłeś. Ostatnimi myślami starałeś się przekonać siebie, że nie żałujesz, ale nie byłeś w stanie. Było ci żal, że wcześniej nie powiedziałeś Beckett, co do niej czułeś. Zachowałeś się jak głupek. Spojrzałeś na pozytywkę przepraszającym wzrokiem i wyszeptałeś:
– Przepraszam, Kate. Tak bardzo cię kochałem, że nie potrafiłem tego wyrazić.
Zamknąłeś oczy i pocałowałeś porcelanową baletnicę, zanim wypadła ci z rąk. Nie mogłeś wiedzieć, że z momentem uderzenia pozytywki o podłogę serce Beckett przestało bić dokładnie wtedy, kiedy twoje. Byłeś tylko ty i twoja baletnica. Drobna, krucha, kochana baletnica, bez której nic nie mogłoby być już takie samo.

1 komentarz: