poniedziałek, 23 czerwca 2014

[OP] Łyk inspiracji

To był ciężki dzień, naprawdę ciężki dzień. Przecież miał pisać, powinien pisać, a zamiast tego włóczył się po całym mieszkaniu tam i z powrotem, zastanawiając się, co by było, gdyby akurat zadzwoniła Beckett. Ale telefon milczał.
Zwiedził już swoją sypialnię, gabinet, salon, kuchnię, pokój Alexis, a nawet… Nie, do sanktuarium matki nie odważył się wkroczyć, chociaż wraz z jego córką postanowiła dać mu chwilę spokoju. Nie pomogło. Cisza była tak donośna, że aż dźwięczało mu w uszach. Odgłosy codziennego życia dobiegające z ulicy nie wypełniały pustki, którą utworzyła samotność.
To było dziwne odosobnienie. Miesiąc temu wydawało mu się, że może wszystko. Wspierany przez rodzinę i przyjaciół, został w końcu przyjęty na posterunek i dzień w dzień z radością na twarzy przybywał na miejsca zbrodni, rozmawiał z podejrzanymi i zagłębiał się w prawdziwy świat pełen zagadek i tajemnic. To nie była jedna z jego powieści, której zakończenie mógł w każdej chwili zmienić, to było rzeczywiste i nieodwracalne. Zwykła, biała kartka papieru zapisana niezmazywalnym atramentem. A on, w zderzeniu z fizycznością ofiar, odkrywał zupełnie nowe aspekty pracy detektywa, dopóki nie nadszedł ten dzień, czas, w którym w ciągu doby nie popełniono ani jednego morderstwa.
– Przecież to nienormalne – burknął w końcu do siebie, zmierzając w kierunku okna. Rozważał właśnie zrzucenie jakiejś doniczki na przypadkowego przechodnia, kiedy spojrzał na swoje biurko. Otwarty laptop, porozrzucane kartki, kubek z kawą… Chaos, który go uspokajał i jednocześnie wprawiał w odpowiedni nastrój. Chaos, który sprawiał, że jego mózg zaczął pracować. Chaos, który w tym momencie pobudził bardzo niebezpieczne obszary jego wyobraźni.
– No, odbierz, odbierz, odbierz – szeptał do telefonu, wsłuchując się w trwający w nieskończoność, powtarzający się sygnał. – Witam najseksowniejszą panią detektyw, jaką kiedykolwiek było mi dane poznać – powiedział, usłyszawszy jej głos w słuchawce.
– Castle, jestem jedyną panią detektyw, jaką znasz. A teraz do rzeczy.
– Czy ja zawsze muszę mieć jakiś powód, żeby do ciebie zadzwonić? Może po prostu chciałem usłyszeć twój głos?
– Jestem zajęta. To...
– Czekaj, nie rozłączaj się. Dzwonię z prośbą, żebyś do mnie przyjechała.
Po drugie stronie zapanowała cisza. Sekundy mijały nieubłaganie, a jego serce prawie stanęło.
– A po co? – zapytała po chwili, przyjmując rolę przesłuchującego.
– Potrzebuję twojej pomocy w pisaniu – odparł, zanim zdążył się zastanowić. Nie chciał powiedzieć, że tak naprawdę nie wie, co ze sobą zrobić.
– Słucham?!
– Beckett, mam blokadę twórczą, każdemu się zdarza, a ja do jutra muszę oddać rozdział. Na pewno pomożesz mi coś wymyślić.
Znowu cisza. Zastanawiała się.
– Zapłacę ci, tylko błagam, pomóż mi – powiedział z desperacją w głosie, chwytając się ostatniej deski ratunku.
– Tak nisko mnie cenisz? – spytała ze smutkiem w głosie i rozłączyła się. Jego ostatnia nadzieja przepadła.
Był na siebie wściekły, ponieważ dotarło do niego, jak nietaktownie się zachował. Nie powinien w ogóle wymawiać takich słów. Co on sobie myślał? Że ją przekupi? Przecież to oczywiste, że ona jest inteligentną, empatyczną kobietą, która pomogłaby mu z samej swojej dobroci. A on był dupkiem.
Ostatkiem sił dotarł do kanapy, na której się położył. Bezmyślnie spoglądał w sufit, pozwalając myślom płynąć swobodnie. Nie skupiał się na niczym, ponieważ nie miał już ochoty na nic. Nie obchodziły go ani terminy, ani czytelnicy. Pragnął pogrążyć się w nicości.
Nagle poderwał się do pozycji siedzącej i z niepokojem rozejrzał po mieszkaniu. Czy to był dzwonek, czy tylko mu się wydawało?
Powoli wstał i niczym agent służb specjalnych zaczął poruszać się w kierunku drzwi. Przylgnął do nich i przesunął głowę w kierunku wizjera, a następnie zamarł z niemym przerażeniem wymalowanym na twarzy.
– Chwileczkę – rzucił tylko i, najciszej jak mógł, pognał w kierunku najbliższego lustra. Poprawił włosy, przetarł twarz, ale... T-shirt i spodnie dresowe nie prezentowały się najlepiej w tym momencie. To nie był Richard Castle, którego wszyscy znali. Ale było już za późno, dzwonek powtórzył się po raz kolejny.
Rzucił zrozpaczone spojrzenie w kierunku lustra, a następnie przybrał minę zdziwionego człowieka i otworzył drzwi. Normalnie nie mógłby oderwać wzroku od zjawiska znajdującego się w korytarzu, ale był gotowy na to, co zobaczy.
Stała przed nim lekko zdziwiona, trochę zdeterminowana. W tej swojej idealnie dopasowanej koszuli, długich czarnych spodniach i niebotycznie wysokich szpilkach stanowiła kobietę pewną siebie i gotową na sukces. Krótkie włosy wymykały się jej spod kontroli, jakby chciały powiedzieć, że dopiero co były na zewnątrz, co potwierdzały również zaróżowione policzki i iskierki ciekawości w oczach.
– Jednak przyszłaś, wejdź – powiedział, robiąc jej miejsce. – Jak udało ci się tutaj przedostać?
– Och, to nie było trudne – odparła, lustrując wzrokiem otoczenie i kierując się w stronę kanapy, na której usadowiła się kilka sekund później. – Wychodzi na to, że portier jest twoim wielkim fanem i wie, że o mnie piszesz, chociaż jeszcze nie wydałeś pierwszej książki o Nikki Heat.
No tak, nie pomyślał o tym. Zawsze był miły dla ludzi pracujących w budynku, a Lewis Brown szczególnie przypadł mu do gustu. Nieraz rozmawiał z nim i dzielił się sekretami dotyczącymi swojej twórczości, zatem Beckett nie była mu obca.
– Chyba będę musiał z nim porozmawiać, żeby następnym razem nie wpuszczał do mnie żadnych kobiet. Ale to później. Napijesz się czegoś?
– Kawy, jeśli można.
Rozsiadła się wygodnie, jakby była u siebie. Zachowywała się naprawdę prowokacyjnie i bezczelnie, ale wiedział, że to tylko poza, mur, który wytwarzała wokół siebie. Tylko w jego obecności była taka niedostępna, jakby broniła swojej prywatności. I nie zamierzał na razie się w to zagłębiać. Ich relacja już od samego początku była skomplikowana.
– Cieszę się, że cię widzę. Naprawdę – oznajmił, uwijając się wokół ekspresu. – Co słychać na posterunku?
– Jakoś tak jest spokojnie i cicho – odparła kąśliwie, robiąc aluzję do jego nieobecności. – Mamy dużo papierkowej roboty, ale radzimy sobie całkiem nieźle. A jak ty sobie radzisz?
– Nie radzę. Próbuję pisać, ale chyba utknąłem w martwym punkcie. – Starannie ułożył posypki i cukier na tacy. – Chyba brakuje mi wyobraźni.
– Tobie? – prychnęła, a on zauważył, jak unosi jedną brew do góry. – Chyba w to nie uwierzę. Chociaż... – przerwała na chwilę, obserwując, jak kładzie tacę z filiżankami na stole. – Przeszedłeś dziś samego siebie, dlatego uprzedzam, że nie jestem tu dla pieniędzy.
– To było głupie, przyznaję, ale nie wiedziałem już, co powiedzieć – odparł, sadowiąc się obok niej. Zauważył, że lekko drgnęła, ale nie pokazał tego po sobie. Zachował bezpieczną odległość.
– To było żałosne, nie głupie. Jeśli tak bardzo się za mną stęskniłeś, to trzeba było powiedzieć.
– Nie uwierzyłabyś.
– Skąd wiesz?
Rzuciła mu zaczepne spojrzenie i sięgnęła po swoją kawę. Nie odezwał się ani słowem, tylko bacznie ją obserwował. Odkąd się poznali, ich rozmowy przypominały bitwy, co wielokrotnie zmuszało go do używania mózgu. Podobno ludzie inteligentni są złośliwi i zawsze potrafią znaleźć odpowiedź na wszystko, a w ich wypadku takie potyczki były na porządku dziennym.
– Bardzo dobra kawa. Jak to zrobiłeś? – zapytała po chwili, bacznie przyglądając się zawartości filiżanki.
– Czary... Ale nie zaprosiłem cię tutaj, żebyśmy się przekomarzali, a tym bardziej żebyśmy rozmawiali o kawie. Pozwól, że przyniosę laptopa i przeczytam ci akapit, w którym utknąłem.
Skinęła głową, a on szybko pobiegł do swego gabinetu. Tyle razy odtwarzał sobie tę scenę w wyobraźni, że zaczęły mu się mieszać wszystkie możliwości, ale to, co się aktualnie działo, w niczym nie przypominało jego marzeń. Nie miał jednak wyjścia i musiał improwizować, aby osiągnąć to, czego tak bardzo pragnął.
– Nikki Heat zawsze wiedziała, że Rook ma w sobie coś, co przyciąga kobiety – zaczął, idąc w kierunku Beckett z laptopem. – Możliwie, że była to jego charyzma. A może jednak niedostępność? Nie mogła się zdecydować, kiedy siedział na kanapie w swoim mieszkaniu, a ona obserwowała go, zajmując miejsce w fotelu naprzeciwko.
– Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że potrzebujesz mnie jako swojego rekwizytu? – przerwała mu, lecz on uciszył ją gestem dłoni.– I naprawdę nie miała pojęcia, kiedy jej myśli odbiegły od sprawy do zupełnie czegoś innego – dokończył dramatycznym głosem, a następnie opadł na kanapę tuż obok Beckett. – To by było na tyle.
– Faktycznie, kiepsko z tobą – podsumowała, udając powagę, a następnie zachichotała. – Dziwię się, że nie jesteś w stanie wniknąć w kobiecą psychikę, ale to pewnie dlatego, że na siłę starasz się opisywać mnie.
– Nieprawda, ja... – próbował zaprzeczyć, ale nie było mu dane dokończyć.
– Przestań, winni się tłumaczą. Zresztą faktycznie nie masz pojęcia, o czym myślałabym w takiej sytuacji.
Wstała i szybko znalazła się tuż przed nim. Uniósł jedną brew i uśmiechnął się z kpiną, zakładając, że to ją tylko sprowokuje. Miał rację, choć nawet w najśmielszych snach nie spodziewał się takiego rozwiązania. To miała być zwykła rozmowa, ale z Beckett nic nie dało się przewidzieć.
Usiadła mu okrakiem na kolanach, patrząc mu głęboko w oczy. Dłońmi przesunęła po jego klatce piersiowej, cały czas kierując ręce w górę. Poczuł lekkie mrowienie pod jej dotykiem, serce przyspieszyło swój rytm, a podekscytowanie wypełniło całe jego ciało.
Jak ona na mnie działa...
Jej dłonie znalazły się między jego włosami, delikatnie gładząc skórę. Z ust wyrwało mu się ciche westchnienie, a wtedy ona nachyliła się i wyszeptała mu wprost do ucha:
– Wiem, że tego chcesz.
Jej głos brzmiał słodko jak miód. Pachniała śliwką w cukrze i wanilią, a zapach ten przyjemnie drażnił jego nozdrza. Nie dotarł do niego sens tego, co powiedziała. Przymknął oczy, kiedy oparła swoje czoło o jego. Czuł jej ciepły oddech na swojej twarzy. Jej bliskość działała na niego równie inspirująco, co kojąco.
Czubkiem nosa otarła się o jego policzek, rozchylając usta. Jej wargi były tak blisko jego, że miał wrażenie, iż zaraz coś w nim pęknie i rzuci się na nią bez ostrzeżenia. Swoje ręce oparł na jej biodrach, a wtedy ona musnęła jego górną wargę niczym delikatny ruch powietrza i chwilę później już jej nie było. Poczuł pustkę i zdezorientowanie, jakby to wszystko było tylko snem. Ale to stało się naprawdę, a ona szła w kierunku drzwi.
– To się nigdy nie wydarzy, Castle.
Jej głos przerwał ciszę, jaka nastała. Naciśnięcie klamki, trzask drzwi, niknący stukot obcasów w korytarzu. I pustka. Ale zupełnie inna niż ta sprzed paru godzin. Pustka, która jest potrzebna do pisania, do skupienia się.
Ten akapit, który przeczytał, był zły. Ba, cały rozdział był zły, ale wiedział już, co chce napisać. Jego palce błądziły po klawiaturze jak oszalałe, a zdania pojawiały się same. Geniusz pisarki uwolniony przez jego wielką i niesamowitą muzę.

Budynek, w którym mieszkała Nikki Heat, nie przypominał Guilford. Był od niego nie tylko o wiele mniejszy, ale też nie miał portiera... *

* Fragment "Fali upału" Richarda Castle'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz