Nie chciała powiedzieć Lanie, co się stało. Wolała, by na razie nikt poza Rickiem, Joshem i Marthą nie znał jej tajemnicy. Bała się, że reszta mogłaby zareagować gorzej niż cała ta trójka, a na pewno nie chciałaby mówić o tym wszystkim na miejscu zbrodni. Zamiast tego spojrzała koleżance głęboko w oczy i stanowczo powiedziała:
– Naprawdę nic się nie stało.
– Kate, mnie nie oszukasz. I tak się dowiem – odparła Lanie, wciąż uważnie się jej przyglądając, jakby starała się zajrzeć dzięki oczom do jej duszy.
– Dobrze, powiem ci, ale nie teraz i nie tutaj – skapitulowała, starając się w jakiś sposób wymusić warunki. W końcu wcale nie była taką najgorszą negocjatorką, za jaką zazwyczaj się uważała.
– Trzymam cię za słowo – rzuciła jeszcze doktor Parish i szybkim krokiem skierowała się w kierunku nadjeżdżających techników, by jak najszybciej zabezpieczyć razem z nimi ciało i przewieźć je do laboratorium. W tym samym czasie detektyw Beckett spojrzała przed siebie i dostrzegła te oczy, w które ostatnimi czasy tak bardzo lubiła się wpatrywać. Jednak tym razem skrzywiła się prawie niezauważalnie i odwróciła tyłem do nadchodzącej osoby. Odetchnęła z ulgą, widząc Ryana i Esposito idących w jej kierunku. Postanowiła wyjść im naprzeciw, nie zwracając większej uwagi na swojego partnera, ale ten pokrzyżował jej plany. Usłyszała jego wołanie i odwróciła się prawie natychmiast, starając się przybrać obojętny wyraz twarzy. Nie chciała, by widział jakiekolwiek emocje, które pozostały w jej sercu po wczorajszym wieczorze, choć nie było sensu udawać, że nic się nie stało. To wszystko wydawała się aż tak nierealne, że prawie wyśnione, ale Kate wiedziała, że to nie jest sen. Musiała się jakoś odegrać, nawet gdyby od tego miała zależeć jej opinia. Teraz jej to nie obchodziło. Liczyło się tylko to, by jak najszybciej zranić Ricka tak, żeby dał sobie spokój. Ale był bardzo wytrwały i nawet kiedy kazała zwracać się do siebie oficjalnie, on nie przejął się tym i podał jej kawę, jakby wciąż byli tymi samymi ludźmi. I choć chciała skapitulować, wiedziała, że nie może dać mu wygrać tej bitwy. Dla niej zawsze liczyło się pierwsze zwycięstwo, bo potem było coraz trudniej o broń. Sięgnęła więc po kawę i bez zastanowienia wylała na jego koszulę, sprawiając, że w pewnym stopniu zrobiło jej się głupio, ale szybko odrzuciła od siebie tę myśl. Satysfakcja wzięła górę nad jej umysłem, dopóki nie odezwał się Ryan. Dopiero wtedy Kate zorientowała się, że nie są sami. Popełniła prawie ten sam błąd, który doprowadził do kłótni z Rickiem ponad 12 godzin temu, dlatego zastanowiła się i odparła, starając się przerwać ciszę:
– Kłótnie kochanków możesz za chwilę mieć, jak zadzwonię do twojej ukochanej. Lepiej powiedz mi, czego się dowiedzieliście.
Ryan spojrzał na nią, jakby jej nie poznawał. Prawie nigdy nie odzywała się do niego w taki sposób, a tym bardziej nie w obecności Ricka, dlatego mężczyzna domyślił się, że coś musiało się stać. Prawie niezauważalnie szturchnął swojego kolegę, który bez zastanowienia zrozumiał, o co chodzi. Ich zachowanie mówiło tylko jedno – trzeba będzie przy najbliższej okazji przesłuchać Castla, jednak na razie należało zająć się morderstwem, co nie było aż tak ekscytującym wydarzeniem.
– Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział – zaczął Kevin, przeglądając swoje notatki. – Nawet w tej okolicy nie było żadnych bezdomnych, jakby to miejsce było przeklęte. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli, kiedy kierowaliśmy się tutaj, ale żaden nie chciał podzielić się swoimi informacjami.
– Oczywiście krążą tutaj różne legendy – dodał Javier. – Mówi się o jakimś duchu łaknącym krwi, która pojawia się w środku nocy i morduje przypadkowych ludzi, ale facet podający się za niego został aresztowany dwa lata temu po długim śledztwie i wciąż odsiaduje swój wyrok, codziennie mając wizję psychiatry. Okazało się, że nie jest w pełni zdrowy umysłowo.
– Czyżby pojawił się jego godny naśladowca? – zapytał Rick jakby sam siebie, a Kate tylko przewróciła oczami, starając się mu w ten sposób pokazać, że jest dziecinny. Po jego minie wywnioskowała, że mężczyzna się tym wcale nie przejął. Już miała sformułować jakąś ciętą ripostę, kiedy odezwał się do niej Esposito:
– A teraz musisz nam wybaczyć, ponieważ mamy z Castlem swoje sprawy.
Ryan mrugnął do niej i podszedł razem ze swoim kolegom do jej partnera. Nim się zorientowała, zabrali go ze sobą na bezpieczną odległość, co jeszcze bardziej doprowadziło ją do szału. Śledztwo już od samego rana nie szło po jej myśli, a ona wciąż nie znała ani czasu zgonu, ani rodziny zamordowanego, a na dodatek bała się, że Rick o wszystkim powie chłopakom, co jeszcze bardziej wyprowadziłoby ją z równowagi. Zacisnęła zęby z wściekłości i wyciągnęła swój telefon, postanawiając zadzwonić w jedno miejsce.
– Halo? – usłyszała w słuchawce.
– Cześć, to ja, Kate. Chciałam z tobą porozmawiać. Masz chwilę dzisiaj wieczorem? – zapytała z nadzieją w głosie.
– A nasze spotkanie ma wyglądać tak, jak wczorajsze? – odparł pytaniem na pytanie.
– Josh, oczywiście, że nie.
– Przepraszam, ale po tym wszystkim nie mogę się tak z tobą spotykać, a poza tym jestem zajęty – oświadczył i rozłączył się, a Kate ze złości miała ochotę rzucić telefonem o ziemię. Jednak ktoś chwycił ją za rękę, uniemożliwiając jej to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz