środa, 9 maja 2012

Spacer po linie - rozdział I

    Leżał na łóżku i wciąż wspominał ich ostatnią rozmowę. Nic nie wskazywało na to, że Kate tak po prostu zniknie z jego życia, zostawiając mu tylko krótki list, który nic nie wyjaśniał. Był wściekły na siebie za to, co zrobił. Nie powinien był jej mówić, jak bardzo zależy mu na tym, żeby byli razem. Przynajmniej nie w ten sposób. A nakazując jej wybierać pomiędzy nim a Joshem, popełnił największy błąd w swoim życiu. Nie chciał, żeby to wszystko wyszło w ten sposób. Jego lekkomyślność i porywczość dała o sobie znać po raz kolejny, i po raz kolejny był to jeden z ważniejszych momentów w jego życiu. Nigdy sobie nie radził w takich sytuacjach. I tym razem też sobie nie poradził. I chociaż chciał cofnąć czas, wiedział, że i tak nic nie udałoby mu się zmienić, bo i tak gdzieś nie dałby sobie rady ze swoimi emocjami.
    Teraz, kiedy był zupełnie sam w swoim mieszkaniu, po raz kolejny odtwarzał wszystkie sceny w swojej wyobraźni. Był pisarzem, ale sam nie chciałby wymyślić takiej fabuły do swojej książki. I chociaż potrafił wymyślić różne zakończenia, życie zaserwowało mu zupełnie inny, nierealny scenariusz, który nawet nie mógł śnić się mu w najgorszych koszmarach. Castle miał wrażenie, że jego życie jest formą teatru, w którym zostaje wystawiona tragedia antyczna. On występuje w niej jako główny bohater - za wszelką cenę walczący ze swoim losem - którego działania przynoszą odmienne skutki. Sam doprowadza do ruiny swoje życie, które zostało już gdzieś wcześniej zaplanowane przez przeznaczenie. A fatum nie da się uniknąć. I Rick był właśnie taką marionetką, którą ktoś kierował. Ale czy to nie my sami potrafimy skomplikować swoje życie? Nikt inny nie potrafi tego zrobić lepiej od nas. Zapędzamy się w ślepą uliczkę, tak naprawdę nie wiedząc, gdzie idziemy. Nagle, we mgle, orientujemy się, że znaleźliśmy się na krawędzi przepaści. I albo spadniemy, albo przejdziemy na drugą stronę, balansując i uważnie stawiając swoje stopy na linie. Bo czy życie nie jest właśnie takim spacerem po linie, od którego wszystko zależy?
    Ktoś kiedyś powiedział, że leżenie w łóżku i ciągłe patrzenie się w sufit jest oznaką choroby psychicznej, głębokiego załamania, którego w każdej chwili może doświadczyć każdy człowiek. Nieraz do takiego stanu mogą doprowadzić nas smutne przeżycia, zapadające nam w pamięć. Rozpamiętując je, jeszcze bardziej pogrążamy się we własnej rozpaczy, a tego nie można nam zrobić, bo inaczej możemy już nigdy nie powrócić do świata żywych, zamknięci w swym małym, wyobrażonym świecie. Ale Rick wiedział, że jeśli nie przeanalizuje wszystkiego, nie zazna wewnętrznego spokoju, który mógłby pozwolić mu dalej normalnie żyć. Był posiadaczem mocnego charakteru i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, nawet gdy odnajdywał u siebie oznaki głębokiej depresji. Tykanie zegara i bębnienie o szyby kropel deszczu nie dawało mu zebrać myśli. Nie mógł tego dłużej wytrzymać. I nie zamierzał już więcej się poświęcać. Zrobił, co mógł i ta wiedza mu wystarczyła. Przecież tyle razy dzwonił, wysłał SMS-y. Żadnej odpowiedzi. Jego starania nie zostały docenione, trzeba żyć dalej albo nie pozwolić Kate dłużej się ukrywać. Musiał wymyślić jakiś plan. Teraz, zaraz.
    Podniósł się i rozejrzał po pomieszczeniu, które pomału zaczął ogarniać półmrok, bowiem słońce zbliżało się ku zachodowi. Podszedł do biurka i usiadł w swoim fotelu. List wciąż leżał tam, gdzie go zostawił. Drżącą ręką sięgnął po papier i zapalił lampkę. Znał go już prawie na pamięć, ale to wciąż nie powstrzymało go przed przeczytaniem tego po raz kolejny. Miał wrażenie, że gdzieś pomiędzy tymi słowami znajduje się odpowiedź na jego cierpienia. Mała, prawie niezauważalna wskazówka, której nie mógł dostrzec, a powinien. Z uwagą zaczął przyglądać się słowom po raz kolejny.


Nowy Jork, 2011r.

    Drogi Ricku!
   Piszę, ponieważ wiem, że nasza rozmowa nic nie da. Nie jestem pewna, czy wciąż potrafię prowadzić z Tobą jakąkolwiek konwersację. Może to głupie, ale takie właśnie odnoszę wrażenie, odkąd poprosiłeś, żebym się w końcu zdecydowała. Ale ja chyba nie chcę tak pochopnie podejmować decyzji…
    Musisz wiedzieć, że odkąd pojawiłeś się w moim życiu, wszystko się zmieniło. Zobaczyłam, że można na nowo odzyskać radość i spokój. Jestem Ci za to wdzięczna, ale nie jestem pewna, na ile mogę Ci ufać. Boję się, że będę Twoją kolejną zabawką… A może ja już nią jestem? I nawet, jeśli zaprzeczysz, nasza wspólna noc mówi co innego. Proszę Cię, nie próbuj mnie przekonywać, że wcale tak nie jest. Ja też mam swoje uczucia i nie pozwolę, by ktoś mnie skrzywdził. Nie po raz kolejny. Mam nadzieję, że jesteś to w stanie zrozumieć.
    Natomiast Josh w moim życiu zawsze był kimś ważnym, choć nigdy nie było go przy mnie, kiedy najbardziej potrzebowałam jego obecności. Mimo wszystko zawsze starał się wspierać mnie, gdziekolwiek by nie był. On też ma swoją pracę, swoje zobowiązania i nie mogę za dużo od niego wymagać. Pomaga ludziom, choć w trochę inny sposób niż ja. I potrafię to docenić. I może masz rację, nigdy go nie kochałam, ale przyzwyczaiłam się do tego, że po prostu gdzieś tam jest i że mu na mnie zależy.
    Nie potrafię tak jak Ty odciąć się od wszystkiego, a nie chcę stracić ani Ciebie, ani jego, choć wiem, że z każdym dniem jest inaczej. Tracę Was obu. Nie chcę, żebyście cierpieli przeze mnie, a i ja wtedy będę cierpieć mniej. Cokolwiek postanowię, mam nadzieję, że wyjdzie mi to na dobre… I że zrozumiesz… Niczego mi więcej nie potrzeba, tylko Twojego zrozumienia. Bo tyle wystarczy. Jeśli się kogoś kocha, to czasem trzeba pozwolić mu odejść, prawda? Przemyśl to dokładnie. Nie wybieram ani Ciebie, ani jego. Dla mnie jesteście tak samo ważni. 

Twoja na zawsze
Kate

P.S. Nie lubię mówić o swoich uczuciach. Wybacz.
P.S.2. Nie odpisuj. Zrozum.

    Uśmiechnął się kwaśno, czytając ostatnie słowa. Zrozum. Ten jeden wyraz wciąż pojawiał się przed jego oczami, nie dając mu żyć. A on sam nie potrafił zrozumieć, choć tak bardzo chciał. Nie tego się spodziewał. Tyle razy chciał odpisać, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów, które mogłyby wyrazić jego uczucia. Był na siebie wściekły, że tak nagle zabrakło mu jego talentu w spotkaniu z rzeczywistością. Fikcja literacka zawsze przychodzi łatwiej, bo to my tworzymy scenariusz życia naszych bohaterów. Gorzej, jeśli dotyczy on nas samych, a my zawieramy w swoich postaciach cząstkę nas. Wtedy nie da się już nikogo nie porównywać ze sobą. To takie przyzwyczajenie zawodowe, sprawiające, że mimo wszystko wciąż nie potrafimy odnaleźć się między światem wyobraźni a światem realnym, czekając, aż ktoś chwyci nas za rękę i wyciągnie z labiryntu słów pisanych czarnym atramentem. Czasem stamtąd nie ma już ucieczki, pojawia się tylko rozpacz i strach. Ale prawdziwy człowiek znajdzie w sobie siłę, by odbić się od dna i pokazać, że sobie poradzi.
    Nadszedł moment, w którym należało otrząsnąć się ze snu i zacząć po raz kolejny walczyć o swoje. Wiedział, że prosiła, by jej nie szukał, ale nie zamierzał dłużej tego robić. Nie mógł jej inaczej odzyskać, jak tylko w ten sposób. Był na siebie zły, że wcześniej poddał się tak po prostu. Teraz na nowo pojawiła się w nim chęć walki. Czasem lepiej żałować, że się spróbowało, niż żałować, że się nie spróbowało. I w tym momencie on postanowił spróbować. Chwycił kluczki, portfel i kurtkę i wyszedł z mieszkania. Od razu skierował się na parking i z piskiem opon wyruszył. Nie obchodziło go to, że łamie przepisy i że może spowodować wypadek. Spieszył się i nie zamierzał zmarnować swojej szansy na lepsze życie, bo taka może się już nie powtórzyć.
    Dość późno dotarł pod dom ojca Kate. Wysiadł z samochodu i w tym momencie rozdzwonił się jego telefon. Kiedy zobaczył na wyświetlaczu zdjęcie Beckett, uśmiechnął się lekko, myśląc o telepatii. I w pewnym momencie przestraszył się, że coś mogło się stać. Był tak zestresowany, że nacisnął czerwoną słuchawkę, przekreślając szansę ich rozmowy. Wściekł się i miał ochotę coś sobie zrobić, ale zamiast tego spróbował oddzwonić. Niestety, abonent był czasowo niedostępny. Castle spojrzał na swoje odbicie w szybie i stwierdził, że jego przeznaczenie w tym momencie przesadza. Jego jedyną nadzieją była poczta głosowa, na której kobieta zostawiła mu wiadomość.
    - Wybacz mi, Rick – usłyszał. – Miałam dużo czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć i podjęłam już decyzję. Wyjeżdżam. Nie szukaj mnie i nie marnuj sobie życia. Może chociaż tobie uda się je ułożyć… Powodzenia.
    Odwrócił się i oparł się plecami o bok auta. Uśmiechnął się ironicznie, mając wrażenie, że całe jego życie to jakaś farsa. Kiedy już postanowił, że będzie jej szukać, ona znów mówi mu, żeby tego nie robił. Zostawia go z niczym. Ale tym razem wiedział już, że się nie podda, że nie posłucha jej tak, jak za pierwszym razem. Zaczynał mieć serdecznie dość swojej nieporadności i swojego pecha, który ostatnio zaczął go prześladować. A przecież Castle nie tak wyobrażał sobie swoje przyszłe życie. Nie spodziewał się, że jedna noc, jeden moment może tak dużo zmienić i przekreślić jego plany. Jeśli wszystko zawiedzie, wtedy będzie mógł się zacząć martwić. Ale do planu Z było jeszcze zdecydowanie bardzo daleko.
    Pewnie podszedł do drzwi i nacisnął na dzwonek. Po chwili usłyszał kroki i przed nim pojawił się starszy mężczyzna. Nie uśmiechnął się do niego ani się nie przywitał, lecz wpuścił go bez słowa do środka. Rick wszedł z duszą na ramieniu i zatrzymał się w małym, przytulnym salonie.
    - Przepraszam, że pana nachodzę o tej porze, ale… - zaczął, lecz niedane było mu skończyć. Zamiast tego odezwał się mężczyzna:
    - Nie przepraszaj, lepiej mów od razu, o co chodzi, bo chciałbym już położyć się spać.
    - O… Oczywiście – odparł zaskoczony, ponieważ zdziwił go ton ojca Beckett. Castle miał dziwne wrażenie, że mężczyzna wini go za coś, ale pisarz nie miał pojęcia, za co. – Chciałem się tylko zapytać, gdzie jest Kate? – dodał po chwili.
    - Tak się składa, że ja również tego nie wiem. Przynajmniej na razie. Obiecała, że zadzwoni i tego nie zrobiła. I to wszystko jest twoja wina – wyznał z wyrzutem.
    - Panie Beckett, w tym momencie nie mogę zaprzeczyć, ale nie mogę pozwolić jej odejść. Za bardzo ją kocham, żeby móc tak po prostu zapomnieć. Cały czas widzę jej twarz, słyszę jej głos, czuję jej zapach… Tego się nie da opisać.
    - Wiem doskonale, co możesz czuć – stwierdził chłodno. - Wciąż widzę twarz jej matki i wciąż ją kocham. Ale czy ty kochasz Kate wystarczająco mocno? Może kochać kogoś, to pozwolić mu również odejść? Myślałeś nad tym?
    Castle pokręcił głową i w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, co tak naprawdę powiedział mu mężczyzna. Może ojciec Beckett miał rację? Może właśnie miłość jest po to, by pozwolić odejść tej drugiej osobie, kiedy przyjdzie na to czas? Rick na razie nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale te słowa dotarły do niego tak mocno, że zastanawiał się nad ich sensem. Może nie powinien jej szukać i pozwolić jej rozpocząć całkiem nowe życie? Bez niego. On przecież nigdy nie zapomni i będzie miał ją w swoim sercu. W ten sposób również może pokazać, jak bardzo ją kocha.
    - Panie Castle? – zapytał mężczyzna, wyrywając go z zamyślenia.
    - Dziękuję – szepnął Rick i skierował się do wyjścia. Musiał sobie wszystko dokładnie przemyśleć i ułożyć dalszy plan swojego życia. Musiał ułożyć argumenty za i przeciw. W jego umyśle toczyła się batalia pomiędzy odwagą a strachem, zwykłym tchórzostwem. I sam nie wiedział, jakie skutki ona może przynieść.
    - Powodzenia – szepnął prawie bezgłośnie ojciec Beckett, zamykając drzwi. Castle nie mógł słyszeć tych słów, kiedy schodził po drewnianych schodach w kierunku swojego samochodu. Czekała go ciężka noc. 

***

    Wciąż wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze. Pogładziła się po swoim jeszcze w miarę płaskim brzuchu i uśmiechnęła. Czekała ją długa wędrówka przez życie, która mogła pozbawić ją szczęścia, ale i przynieść dużo radości. Kate jednak w tym momencie była smutna, ponieważ nie lubiła odchodzić bez pożegnania, ale sytuacja zmusiła ją do tego. Detektyw mogła zrobić wszystko, ale wybrała właśnie takie wyjście. Ucieczka jej zdaniem była zdecydowanie lepsza niż radzenie sobie z problemami. Beckett nie miała na tyle dużo sił, by walczyć z samą sobą, ze swoim charakterem i z własnymi uczuciami, by wygrać. Nawet nie podjęła rękawicy, kiedy życie wyzwało ją na pojedynek. Dała mu wygrać walkowerem, nie zwracając uwagi na zdrowy rozsądek, który mówił co innego. Miała wrażenie, że kiedyś będzie tego żałować, ale w tym momencie nawet nie zamierzała się tym przejmować. Wyciągnęła spod łóżka walizkę i zaczęła się pakować. Tak naprawdę nie wiedziała, na ile wyjedzie, choć przeczuwała, że długo nie będzie jej w mieszkaniu. Przerwała na chwilę czynność i wyciągnęła z szuflady biurka ładną papeterię. Sięgnęła po swoje pióro i zaczęła pisać.

Nowy Jork, 2011r.


    Lanie!
    Mam wrażenie, że mi tego nie wybaczysz, ale muszę do Ciebie napisać i pożegnać się w taki sposób. Wierz mi, że nie miałam wyboru. Wszystko dzieje się zbyt szybko, bym mogła cokolwiek wyjaśnić. W tym momencie mogę Cię tylko przeprosić i podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Jesteś wspaniała.
    Pewnie zdziwiłaś się na widok kluczy. Tak, możesz wprowadzić się do mojego mieszkania, ponieważ wyjeżdżam, ale na pewno kiedyś wrócę. Za bardzo będę za Wami tęsknić, żeby pozostać tam, gdzie pojadę. Obiecuję, że jak tylko będę na miejscu, odezwę się. Ale na razie nic nikomu nie mów. Tylko pozdrów ode mnie chłopaków i powiedz im, żeby się nie martwili. Poradzę sobie. Muszę. 


Będę tęsknić
Kate


    Odłożyła pióro i otarła z policzka spływającą łzę. Nie miała pojęcia, czy jeszcze kiedykolwiek będzie chciała wracać i czy się w ogóle odezwie, ale chciała, by Lanie wciąż była jej przyjaciółką. Musiała mieć swoją bratnią duszę i jakoś sobie radzić, ale na razie nikt nie mógł o niczym wiedzieć. Inaczej jej plany ległyby w gruzach.
    Wsadziła kartkę do koperty i do środka wrzuciła zapasowe klucze. Po chwili zakleiła ją i napisała adres na odwrocie. Westchnęła i z powrotem zaczęła się pakować, by po godzinie mieć już wszystko, co jej było potrzebne. Na sam wierzch włożyła zdjęcie swojego ojca i fotografię zrobioną na posterunku, na której znajdował się cały jej zespół. Castle również. Nie zamierzała wymazywać przeszłości, tylko się od niej odciąć. Wiedziała, że widok Ricka może jej sprawiać ból, ale w tym momencie wyrzuty sumienia zagłuszały wszystko. Pozostało tylko pojechać do ojca i porozmawiać z nim o wyjeździe. Była mu to winna, skoro nie odzywała się już od miesiąca i nie dawała znaku życia, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że on się o nią martwi.
    Kiedy taksówka podwiozła ją pod dom ojca, detektyw zauważyła świeże ślady samochodu. Zmarszczyła brwi, po czym wysiadła i stanęła pod drzwiami. Zapukała i po chwili znalazła się w objęciach mężczyzny.
    - Kate, nigdy więcej tak nie rób – szepnął mężczyzna, który mocno ją do siebie przytulał. Beckett zwinnie wysunęła się z jego objęć i zapytała:
    - Mogę wejść?
    Uśmiechnął się i pokręcił głową z niedowierzaniem, a potem wpuścił córkę do środka. Kobieta położyła walizki w wejściu i, rozebrawszy się, powiesiła swój płaszczyk na wieszaku. Starając się zachować pozory wesołości, skierowała się w kierunku salonu i zajęła swoje stałe miejsce na kanapie. Założyła nogę na nogę i spojrzała na ojca, który usiadł w fotelu naprzeciwko niej. Przygryzła wargę, wiedząc, że to będzie ciężka rozmowa.
    - Castle tutaj był – powiedział mężczyzna neutralnym tonem, jakby przekazywał jedyną i oczywistą informację. – Pytał o ciebie – dodał po chwili.
    - I co mu powiedziałeś? – spytała, starając się nie pokazać po sobie żadnych emocji. Nie chciała, by cokolwiek wyszło na jaw, zanim sama o tym poinformuje ojca.
    - Prawdę – odparła i uśmiechnął się – czyli nic – sprecyzował. – Nie powiedziałaś mi, co się z tobą dzieje, nie dzwoniłaś, nie dałaś znaku życia… Martwiłem się.
    - Niepotrzebnie – stwierdziła. – Wszystko w porządku.
    - Właśnie widzę – zironizował. – Lepiej powiedz mi od razu, czy to jego wina.
    - Tato, nie będziemy teraz tutaj osądzać, kto jest winny, a kto nie. Wina leży po obydwu stronach i nie mam zamiaru obarczać nią tylko niego. Było, minęło, a ja chcę ułożyć swoje życie od nowa. Chcę wyjechać.
    Kate obserwowała twarz mężczyzny z narastającym niepokojem. Wiedziała, że to może bardzo zaboleć jej ojca, ale miała nadzieję, że zrozumie jej postępowanie. Przecież tym razem będą się na pewno ze sobą kontaktować i odwiedzać w miarę możliwości. Beckett nie pozwoli na to, by ograniczyć kontakt z rodziną, bo Rick coś zmienił w jej życiu bezpowrotnie. Przecież nie można popadać w paranoję. Zawsze przecież jest jakieś wyjście z sytuacji, które pozwala żyć dalej.
    - Wyjechać? W takim stanie? – zapytał, uważnie przypatrując się córce. Miał coraz większe wrażenie, że ta rozmowa zmierza w złym kierunku. Dopiero co odzyskał Kate i już miał ją stracić? Przecież była jego najbliższą osobą, która sprawiała, że uśmiechał się z każdym dniem. A kiedy jej nie widział, wciąż tęsknił za nią i czekał, kiedy zadzwoni. I chociaż ostatnio bardzo go zraniła, to nie potrafił robić jej wyrzutów, bo tak bardzo ją kochał. Ale w tym momencie uznał, że trochę przesadziła. Była w ciąży i powinna zadbać o siebie, o swoje dziecko. Przecież w innym miejscu może na nią czekać wiele niebezpieczeństw, z którymi nie będzie mogła sobie poradzić tak, jak tutaj. Bał się o nią, bo przeczuwał, jak to wszystko może się zakończyć, a chciał mieć i córkę, i wnuczkę bądź wnuka. Tylko tego brakowało mu do szczęścia. Jeśli Kate wybrała życie w samotności, nie miał do niej pretensji, ale uważał, że dziecko powinno mieć przynajmniej dziadka i miał zamiar wytłumaczyć to swojej pierworodnej.
    - Tato, nie mogę postąpić inaczej – odparła, spuszczając wzrok. – Zbyt dużo się wydarzyło, bym mogła tak po prostu wrócić na komisariat i spojrzeć prawdzie w twarz. Zresztą rozmawiałam już z Montgomerym i on mnie zrozumiał, a ty nie możesz? – zapytała z wyrzutem w głosie, trafiając w czuły punkt ojca.
    - Dziecko, to twoja decyzja – stwierdził po chwili. – Wiedz, że poprę cię w każdym momencie, ale musisz mi obiecać, że będę mógł cię odwiedzać i że będziesz dzwonić do mnie codziennie.
    - Oczywiście – zapewniła, uśmiechając się. – Nie będę już taką egoistką, żeby zostawić cię samego, z własnymi myślami. Nie chcę, żebyś znowu się o mnie martwił.
    - Nie będę, jeśli będziesz wiedzieć, co robisz – oznajmił, po czym przesiadł się na kanapę i mocno przytulił swoją córkę. Skoczyłby za nią w ogień i zawsze walczył, by ona się nie poddawała. Ale tym razem to on się poddał, bo wiedział, że i tak przegra.

***

    Nałożyła na siebie płaszcz i jeszcze raz spojrzała w lustro, upewniając się, czy wygląda perfekcyjnie. Po nieprzespanej nocy widziała w swoim odbiciu tylko bijący z jej twarzy smutek i jakieś wewnętrzne rozbicie, ale uśmiechnęła się na siłę, starając się odpędzić czarną wizję. Nie mogła się poddać, gdy już podjęła decyzję.
    Pożegnała się z ojcem i wsiadła do taksówki, która już na nią czekała. Jadąc na lotnisko, starała się nie myśleć o tym, co zostawia w Nowym Jorku. Nie chciała się z tym wszystkim rozstawać, ale nie miała wyboru. Nie potrafiła się przełamać i żyć, jak gdyby nigdy nic. Nie umiała zapomnieć. Ból duszy rozrywał ją od środka i nie pozwalał ruszyć dalej. Nie tutaj, nie teraz. I Kate była pewna, że już zawsze myślami będzie wracać do tych momentów, w których była szczęśliwa. To, co się wydarzyło, miało ogromny wpływ na jej życie, ale ona wiedziała, że się nie podda, że jeszcze o wszystko zawalczy. Przecież miała jeszcze przed sobą daleką, nieodkrytą przyszłość, w którą chciała wierzyć. Przyszłość, którą miała spędzić z dzieckiem – owocem jej miłości. I na pewno nie pozwoli na to, by jej maleństwo cierpiało z powodu jej błędów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz