poniedziałek, 28 maja 2012

[OP] Świąteczny prezent

Na środku pomieszczenia stała ogromna, żywa choinka, która rozświetlała mroki wieczoru bijącym od lampek światłem niczym dające nadzieję światełko w tunelu. Brokatowe bombki wesoły połyskiwały odbitymi refleksami, nadając temu wszystkiemu magiczną atmosferę. Cały efekt został uwieńczony przez dużą gwiazdę umieszczoną na szczycie świątecznego drzewka, która przypominała o tym, że w życiu każdego z nas jest coś, co nami kieruje.  Na biurku każdego policjanta stała doniczka z piękną, czerwoną gwiazdą betlejemską, a tuż obok niej znajdowała się mała figurka Świętego Mikołaja lub aniołka. To wszystko jest takie kiczowate, przemknęło w pewnym momencie Beckett przez myśl, kiedy siedziała całkiem sama w tym ciemnym, opuszczonym już o tej porze pomieszczeniu, po którym wciąż roznosił się zapach świątecznych pierniczków i kawy udekorowanej cynamonem. Detektyw sięgnęła po kubek i upiła z niego łyk, delektując się smakiem napoju. Nie chciała stąd wychodzić, ponieważ w tym roku nie miała ochoty obchodzić świąt. Została sama w Nowym Jorku i to jej całkowicie nie przeszkadzało. Przynajmniej tak próbowała sobie wmówić. Patrząc na tych wszystkich ludzi, którzy jeszcze kilka dni temu ciągle się gdzieś spieszyli w szale przedświątecznych zakupów, poczuła ukłucie w sercu, wiedząc, że w te Święta Bożego Narodzenia nie obdaruje nikogo prezentem. Pocieszała się tym, że w końcu odpocznie. Wróci po pracy wcześnie do domu, naleje wody do wanny, wlewając dużą ilość waniliowego płynu do kąpieli i zapali w łazience świeczki o zapachu jabłka z cynamonem. Zanurzy się w pianie i sięgnie po jedną z książek swojego ulubionego pisarza, a zarazem jej partnera. Tuż obok, na stoliku, będzie stał kieliszek z czerwonym winem, czekając na swoją kolej. Co tym razem będziesz świętować, Beckett?, zapytała siebie w myślach i uśmiechnęła się do siebie ironicznie. Kolejną życiową porażkę?, kontynuowała. To, że nie potrafisz sobie poradzić z najprostszymi rzeczami? Że zawsze musisz wszystko zepsuć? Że nie jesteś w stanie zatrzymać przy sobie tych najważniejszych osób?, wyrzucała sobie, choć wiedziała, że ojciec musiał pojechać do dalszej rodziny. Namawiał ją, by pojechała z nim, ale ona nie miała ochoty, licząc na… No właśnie… Nie wiedziała, na co liczyła, a w cuda nie wierzyła. Prychnęła i powiedziała na głos, wpatrując się w figurkę aniołka stojącą na jej biurku:
– Jesteś idiotką Beckett, jesteś skończoną idiotką.
Była święcie przekonana, że jest tu sama. Nie sądziła, że ktokolwiek może tu jeszcze być o tej porze. Odchyliła się na krześle, przeciągając się leniwie i wtedy zobaczyła dwie pary oczu wpatrujące się w nią z ciemności, której nie były w stanie rozjaśnić nawet światełka padające z wciąż pachnącej lasem choinki. Kate krzyknęła i razem z krzesłem runęła na podłogę, mocno uderzając się w głowę. W tej samej chwili pojawiły się obok niej silne ręce i pomogły się jej podnieść.
– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – usłyszała obok swojego ucha cichy szept. – Wszystko w porządku?
– Ta… Tak – odparła, orientując się, że owy mężczyzna pachnący drogimi, uzależniającymi perfumami trzyma ją w ramionach. – Castle, co ty tutaj robisz? Powinieneś być z rodziną – stwierdziła.
– To samo mógłbym powiedzieć tobie – oznajmił i odsunął się od niej, uśmiechając się szczerze. – Więc?
– Czekam na cud – zironizowała i odwróciła głowę, delikatnie przygryzając wargę. Nie wiedziała, czy powiedzieć mu prawdę. Ale przecież w końcu były święta. – Castle, ja… – zaczęła pomału. – Nie pojechałam z ojcem – wyznała ostatecznie.
– Byłem prawie pewny, że tak zrobisz – odparł. – Nie odbierałaś telefonów, więc wiedziałem, że cię tu znajdę. W święta nikt nie powinien być sam.
– Dlatego lepiej wracaj do swojej rodziny – poradziła chłodno i sięgnęła po swój telefon. Czterdzieści nieodebranych połączeń. – Wariat – pomyślała, nieświadoma, że powiedziała to na głos, ale Castle nie dał po sobie tego poznać.
– Przyszedłem po ciebie – oznajmił z poważnym wyrazem twarzy. Kate podniosła wzrok znad wyświetlacza i spojrzała mu w oczy. W okolicach jej serca zaczęło rozchodzić się przyjemne ciepło. Bryłka lodu – tak naprawdę delikatnej Królowej Śniegu – zaczęła się topić.
– Rick… – szepnęła, ale ten położył jej palec na ustach i powiedział:
– Nic nie mów. Jesteś częścią mojej rodziny, mojego życia… Musisz pójść ze mną i spędzić święta z nami. Zobaczysz, jak to jest w moim domu. Założę się, że mniej przygnębiająco niż tutaj. A poza tym mam dla ciebie prezent – uśmiechnął się, wyciągając z kieszeni małe, czerwone pudełeczko ze srebrną kokardką przyklejoną na górze.
– Prezent? Dla mnie? – zapytała Kate prawie ze łzami w oczach. Czuła się jak mała dziewczynka, która spotyka Świętego Mikołaja, a w jej życiu zaczynają dziać się cuda. – Ale ja nie mam nic dla ciebie – stwierdziła ze smutkiem. Castle tylko pokręcił głową i podał jej przedmiot. Uśmiechnęła się blado i wzięła go do ręki. Podniosła wieczko i jej oczom ukazał się mały, złoty wisiorek w kształcie serduszka. Drżącymi palcami dotknęła go, po czym spojrzała na Ricka, mówiąc:
– Mógłbyś…?
Od razu zrozumiał, o co jej chodzi. Wziął łańcuszek w swoje dłonie i zapiął jej go na szyi. Cieszył się, że Kate przyjęła prezent bez żadnych wymówek i miał wrażenie, że między nimi pękł jakiś niewidoczny mur, który oddzielał ich od siebie.
– Jest piękny – szepnęła, dotykając go wciąż drżącymi dłońmi.
– To ty jesteś piękna – odparł, a ona w odpowiedzi zarumieniła się i przymknęła powieki. Dopiero po chwili otworzyła je i powiedziała:
– Dziękuję. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
– Mam tylko jedno marzenie w tym roku… Tym marzeniem jesteś ty – wyznał. – I nie jest to chwilowy kaprys pisarza, który kiedyś pojawił się w twoim życiu. To prawdzie uczucie, które z każdym dniem narastało i wciąż narasta, bo Kate, ja…
Ale ona nie dała mu dokończyć. Położyła rękę na jego ustach i pomału zbliżyła się do niego. Musnęła jego wargi swoimi, po czym oboje zatopili się w pocałunku pełnym uczucia i namiętności. Pragnęli tego od dawna i dopiero teraz ich dusze się połączyły. W Święta Bożego Narodzenia. W dzień spełniania się nawet najskrytszych marzeń, które od zawsze gościły w naszych serach. Czasem odważnych, a czasem niewinnych. Doskonałych i tych niedopracowanych. Ale przede wszystkim dobrych. Tych, które pozwalają nam każdego dnia zrobić krok do przodu. A co, jeśli tych kroków zrobi się więcej?
– Otwórz go – szepnął do niej, kiedy oderwali się od siebie. Kate popatrzyła na Ricka i z iskierkami małego chochlika w oczach otworzyła złote serduszko zawieszone na szyi. Kocham Cię, Kate – przeczytała, a w jej oczach pojawiły się łzy. To był najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek dostała. I wiedziała, że będzie mogła już na zawsze dzielić go ze swoim ukochanym. Bo tak naprawdę każde z nich było dla siebie prezentem. I nic nie było już kiczowate. Tylko piękne i doskonałe. Zdarzył się cud.

2 komentarze:

  1. Urokliwy OP. Dodatkowy urok nabiera, gdy czyta się go w środku lata :). Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :) Może troszkę chłodniej się zrobiło dzięki temu, co? :)

      Usuń