Uczucie bezwładności powoli ustępowało poczuciu komfortu i bezpieczeństwa, jednak wciąż otaczała ją bezgraniczna ciemność. Nie miała siły otworzyć oczu, a tym bardziej poruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Odpoczynek, którego potrzebowała w ciągu kilku ostatnich dni, pojawił się niemal niespodziewanie i w najgorszych okolicznościach, jakie mogła sobie tylko wyobrazić.
Miała świadomość tego, że znajduje się w szpitalu i najlepiej będzie, jeśli postara się słuchać poleceń lekarzy, a z tego, co dotarło do jej uszu przez kilka sekund, kiedy wysiliła swoje zmysły, dowiedziała się, że musi dużo odpoczywać, nim wróci do normalnego życia. Wprawdzie nie wiedziała, komu są udzielane te informacje, jednak czuła, że jest to ktoś bliski. Zapewne rozpoznałaby głos tej osoby bez większych problemów, gdyby nie fakt, że była zbyt otumaniona lekami przeciwbólowymi, które w tej chwili przynosiły jej ogromną ulgę. Przynajmniej na ten moment nie miała jeszcze pojęcia, jak duże są obrażenia, ani co tak naprawdę się stało, bo jej umysł wyparł wspomnienia, jakby tworzyło to jakiegoś rodzaju wewnętrzny mechanizm obronny. Beckett z doświadczenia wiedziała, że w rzeczywistości jest to tylko chwilowa zapora, która prędzej czy później dłużej już nie wytrzyma i wszystko powróci ze zdwojoną siłą w najmniej odpowiednim momencie. I najlepiej uporać się z tym jak najszybciej, bo potem może być już tylko gorzej.
Starając się odzyskać kontrolę nad swoim ciałem, nie skupiała się nad tym, co dzieje się wokół niej, lecz usilnie próbowała skierować swoje myśli do tamtych kilku chwil, które zadecydowały o jej aktualnym stanie. Powoli docierały do niej fragmenty układanki stanowiącej odpowiedź na tak wiele pytań. Jednak wciąż nie mogła poukładać tego w całość. Wszystko rozmywało się i zanikało, nim zdążyła cokolwiek wywnioskować. W końcu poddała się otaczającemu ją zmęczeniu, które było raczej wywołane poprzez lekarzy niż nią samą, i zanurzyła się w ciemności.
Kiedy się obudziła, nic się nie zmieniło, ale tym razem natychmiast otworzyła oczy i zamknęła je z powrotem w ciągu kilku setnych sekundy. Światło było zbyt intensywne, a odczuwanie bodźców wciąż stanowiło swego rodzaju ograniczenie. Jednak wiedziała, że ktoś jest tuż obok niej. Czuła to, znowu. Tym razem nawet nie próbowała ani się odezwać, ani poruszyć. Musiała jeszcze poradzić sobie z wewnętrznymi demonami, które wciąż dociekały, co się wydarzyło.
Ale to przyszło zbyt szybko. I nie była do końca na to gotowa.
Bomba. Twarz Castle'a. Zatrzymany zegar. Krew. Ciemność.
Ból. Otumanienie. Obecność. Ciemność.
Przebudzenie. Światło. Obecność. Ciemność.
Boże, oni próbowali mnie zabić. Nas. Wszystkich.
Ta myśl pojawiła się niczym grom z jasnego nieba i za nic nie chciała odejść. Zmuszała do najbardziej dziwnych przemyśleń i analiz, które nie mogły ciągnąć za sobą czegoś dobrego, lecz tylko same konsekwencje. Ale było już za późno. Ktoś próbował zniszczyć cały porządek, który był misternie tworzony przez tak dużo osób w tym mieście. Ona sama była tylko przypadkową ofiarą, pojawiła się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Przeszkodziła w zabiciu kilkuset niewinnych osób. Najprawdopodobniej własnym ciałem zasłoniła coś, co miało zmienić się w przedmiot zagłady. Byłaby bohaterką, gdyby gazety się o tym dowiedziały. Już widziała te nagłówki przyciągające uwagę czytelników: Nikki Heat ratuje niewinnych!
Nie jestem bohaterką!
Świadomość tego, że mogła umrzeć, sprawiła, iż żałowała swoich ostatnich decyzji. Żałowała tego, że wcześniej nie powiedziała Castle'owi prawdy, że zwodziła go przez tak długi czas. Żałowała, że nie miała siły wcześniej zmierzyć się z przeszłością. Żałowała, że w Hamptons nic się nie wydarzyło. Żałowała, że nie potrafiła zbudować normalnego związku, że nie umiała powiedzieć nikomu o swoich uczuciach. Teraz jedyną rzeczą, jakiej pragnęła, była zmiana. Ale w międzyczasie powstał jeden, mały problem.
Jestem przykuta do łóżka, dopóki nie odzyskam sprawności.
Jedynym plusem tej sytuacji było to, że mogła wykorzystać swój stan do podsłuchania rozmów. Wiedziała, że jest to pewnego rodzaju oszustwo, ale wcale się tym nie przejmowała. Nie miała siły otworzyć oczu, a może raczej powinna powiedzieć, że nie miała na to ochoty. Tak samo było z jakimkolwiek innym ruchem. Czuła się po prostu wyzuta z własnych emocji i z woli do walki o lepsze jutro.
Coś się jednak zmieniło, kiedy poczuła na swojej skórze dotyk czyjejś ciepłej dłoni. Niemal od razu rozpoznała te powolne, delikatne, a jednocześnie – w pewnym sensie – zaborcze ruchy. Reakcja była natychmiastowa. Jej serce drgnęło, a umysł domagał się jeszcze więcej. I choć wiedziała, że to głupie, już dawno nie czuła się tak bezpieczną, bezbronną małą dziewczynką.
– Kate, chciałbym, żebyś się w końcu obudziła. Tęsknię za twoim uśmiechem i delikatnym głosem. Nawet brakuje mi twoich kąśliwych uwag. Pewnie powiesz, że jestem sentymentalny, ale po prostu czuję się jak twój opiekun. Taki anioł stróż w postaci upierdliwego detektywa amatora. Ale jestem kimś więcej. Jestem twoim przyjacielem, choć ty jeszcze tego nie dostrzegasz. Dlatego też zadzwoniłem do twojego ojca. Jest już w drodze do szpitala, bo, jak wiesz, przebywał na urlopie. Ale był tutaj twój wujek i rozmawiał z lekarzem. Powiedział mi wszystko. No, może prawie wszystko i dlatego wiem, że będzie dobrze. Wyjdziesz z tego. A ja już dopilnuję, żeby znaleźli tego pieprzonego zamachowca, bo inaczej ja to zrobię i go zabiję.
Chciała powiedzieć, żeby tego nie robił, ale zdobyła się tylko na lekkie odwzajemnienie uścisku dłoni. Ten niemal niewyczuwalny gest stał się mostem powrotu do normalnego świata, przepustką do starej, dobrej relacji pomiędzy pisarzem a panią detektyw.
– Ty... Ty mnie słyszysz? – Ciche pytanie rozległo się w sali pooperacyjnej, w której panowała niezwykła, przytłaczająca pustka. – Siostro, obudziła się! Potrzebujemy lekarza! – Krzyk był przeraźliwie radosnym wołaniem o pomoc. Castle już dawno nie był tak szczęśliwy jak w tej chwili. Puścił na chwilę dłoń Beckett i pobiegł do zamkniętych drzwi, by je otworzyć i jeszcze raz zawołać lekarza. Na korytarzu dostrzegł znane sobie sylwetki bliskich Kate, jednak z przejęcia nie odróżnił ich twarzy. Od razu cofnął się z powrotem w głąb pomieszczenia i przysunął się do łóżka, od razu chwytając dłoń detektyw i mocno ściskając ją w swojej. Już zapomniał, jak to jest mieć świadomość tego, że za chwilę Beckett znów spojrzy na niego, znów się uśmiechnie, a on będzie wpatrywał się w jej cudowne, pełne życia oczy i podziwiał jej szczery uśmiech, który tak bardzo uwielbiał.
– Jestem – oznajmił lekarz. – Co się stało, panie Castle?
– Kate odwzajemniła uścisk mojej dłoni – odparł bez wahania i udał, że nie zauważa znaczącego uśmiechu doktora, choć wciąż w umyśle rozbrzmiewały mu jego słowa.
"Ona się obudzi, ale wszystko zależy od tego, kto przy niej będzie, na kogo zareaguje".
I zareagowała. Radość Castle'a malowała się w jej wspomnieniach tak niedokładnie i niedoskonale, że zapragnęła zobaczyć ją na własne oczy. W ciągu tych kilku godzin zdążyła stęsknić się za jego ciepłym uśmiechem i humorem godnym pozazdroszczenia. Już dłużej tak nie mogła. Bez niego czuła się nikim.
– Dzień dobry, nazywam się Thomas Collins i jestem pani lekarzem. Czy pani mnie słyszy?
Delikatnie pokiwała głową, czując, że wracają jej wszystkie siły. Była w stanie wykonać każde polecenie. Adrenalina naturalnie rozchodziła się po jej żyłach.
– Czy jest pani w stanie otworzyć oczy i coś powiedzieć?
Przez chwilę zamarła bez ruchu. Miała świadomość tego, że Castle wpatruje się w nią z wielkim napięciem i bardzo się o nią martwi. To naprawdę dużo dla niej znaczyło.
Powoli podniosła powieki i jej oczom ukazał się młody mężczyzna w wieku około trzydziestu pięciu lat. Od razu stwierdziła, że jest przystojny. Kruczoczarne włosy okalały jego pociągłą twarz, która nosiła znamiona źle przespanej nocy. Intensywnie niebieskie oczy patrzyły na nią z zaciekawieniem i troską, a kilkudniowy zarost dodawał im zadziorności. Jednak to spojrzenie było zupełnie inne od tego, którym zazwyczaj obdarzał ją Castle. Bardziej normalne, bardziej profesjonalne i bardziej przenikliwe. Po prostu czuła się obnażona, ale nie w jakiś dziwny i niekomfortowy sposób, ale raczej taki tajemniczy i podniecający. O tak, zdecydowanie hipnotyzował ją całą, a jego klatka piersiowa unosiła się regularnie pod obcisłą, białą koszulką z dekoltem w serek uwydatniającą jego mięśnie. Zapewne wyglądał znacznie lepiej w codziennym ubraniu, a nie w mundurze lekarskim. Jeśli Beckett miałaby wybierać, to z chęcią trafiłaby w jego ręce bez wahania, bo przy wyglądzie playboya jego oddanie i poświęcenie pracy było bardzo widoczne. Od razu wydawał się być genialnym specjalistą w swojej dziedzinie i detektyw miała nadzieję, że to właśnie on ją operował.
– Tak – odparła w końcu na jego pytanie i nagle była na siebie wściekła, że nie dawała oznak życia już znacznie wcześniej. Jej głos brzmiał okropnie. Potrzebowała wody, bo zaschło jej w ustach.
– Czy pamięta pani, jak się tu znalazła? – kontynuował swoje przesłuchanie, sprawdzając jej odruchy źreniczne i kompletnie nie zwracając uwagi na zazdrosny wzrok pisarza.
– Nie, niestety nie – odpowiedziała po wcześniejszym przełknięciu śliny. Piekło ją gardło. – Czy mogłabym prosić chociaż o łyk wody?
Lekarz skinął głową, a Castle od razu sięgnął po biały kubek z napisem: We’re waiting for you.* Nalał do niego świeżej wody z butelki i przysunął naczynie tuż do ust Beckett. Ta uśmiechnęła się z wdzięcznością i zwilżyła swoje spierzchnięte, zmęczone wargi i obolałe gardło.
– Co pamięta pani ostatnie? – spytał po chwili przerwy. – Oczywiście z chwili wypadku – sprecyzował.
– Ja… – zaczęła, ale nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Przed oczami przesuwały się jej szybkie migawki tamtych wydarzeń. Chciała uciekać i jednocześnie ratować innych. Jej tętno przyspieszyło. Nie wiedziała, gdzie się znajduje. Miała świadomość tego, że za chwilę umrze. Tylko krótkie urywki zdań docierał do jej mózgu, ale kompletnie nic z tego nie rozumiała.
Podać… Co się dzieje?… środki uspokajające… Atak?!… Monitorujcie… Kate? Kate?!… pracę serca…
Potem wszystko ucichło. Osunęła się w bezkresną otchłań własnego umysłu.
Kiedy się obudziła, poczuła silną woń kwiatów. Obróciła głowę w kierunku zapachu i na stoliku dostrzegła trzy ogromne bukiety. Tuż obok na krześle siedział jej tata. Wyglądał na zmęczonego i pogrążonego w półśnie. Zapewne pobyt jego córki w szpitalu wyczerpał go bardziej niż ją samą. Poczuła się winna.
– Śpisz, tatuś? – spytała cicho, a mężczyzna otworzył oczy i uśmiechnął się delikatnie.
– Nie, czuwam i czekam, aż się obudzisz – odparł, nachylając się do niej i chwytając jej dłoń. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się o ciebie martwiłem. Nie rób mi tego więcej… Proszę…
– Postaram się – zapewniła i odwzajemniła jego uścisk. – Wiesz, że to wszystko nie do końca ode mnie zależy. Stało się, trudno. Taką mam pracę.
– Jakoś nie wierzę w to, że tak dobrze sobie z tym radzisz. Robisz dobrą minę do złej gry, ale starego ojca nie oszukasz.
Westchnęła i przymknęła na chwilę powieki. Miał rację. Znał ją od dziecka i nic nie była w stanie przed nim ukryć. Czasem stanowiło to dla niej ogromny problem.
– Masz rację, nie radzę sobie – przyznała smutno, a jej dolna warga zadrżała. – Nie codziennie człowiek tak po prostu ociera się o śmierć. Na razie nie chcę o tym myśleć, nie chcę tego wspominać. To dla mnie za dużo.
– Dlatego tak zareagowałaś na pytanie lekarza, prawda?
Skinęła głową, przygryzając dolną wargę. Chciałaby móc potrafić o tym mówić, potrafić to wspominać, ale to na tym etapie było dla niej ogromnym wyzwaniem. Nie czuła się jeszcze na siłach i bała się, że coś pójdzie nie tak. Może przez chwilę miała wrażenie, że się z tym uporała, ale teraz wiedziała już, że nie będzie łatwo. To pierwsza taka sytuacja dotycząca jej własnego życia i kompletnie nie miała pojęcia, jak się w tym wszystkim odnaleźć. Potrzebowała przerwy. I pomocy.
– Naprawdę nie chcę o tym teraz rozmawiać – oznajmiła, a przez jej twarz przeszył cień smutku i rozgoryczenia. – Opowiedz mi lepiej, jak było na wakacjach. Odpocząłeś?
Mężczyzna pokręcił głową, ale nie protestował. Jego córka była niezwykle upartą osobą i miał świadomość tego, że jakiekolwiek namawianie jej do oczyszczającej rozmowy nie jest w tym momencie dobrym pomysłem. Poza tym drzemały w niej pokłady nieuzasadnionej siły, która pozwalała jej przetrwać każdy dzień. Miał nadzieję, że tym razem będzie tak samo i Kate nie podda się bez walki. Jedyną osobą, która mogła znać prawdę na ten temat, była ona sama i on nie zamierzał jej do niczego zmuszać. Przecież na wszystko przyjdzie kiedyś pora, więc bez większych oporów zaczął snuć opowieść o swoim wyjeździe. Widział, że dzięki temu czuje się odprężona i zrelaksowana. Zero stresu i o to chodziło.
Godzinę później została całkiem sama. Nad Nowym Jorkiem zapadał już zmrok, więc pora odwiedzin uległa zakończeniu, a pacjenci musieli odpocząć przed kolejnym dniem. Zdziwiła się trochę, że przez ten krótki czas zdążyła zobaczyć się tylko z ojcem, ale znała swoich przyjaciół oraz rodzinę i wiedziała, że na pewno czuwali przy niej na zmianę. To, że wizyty wypadły w ten sposób, nie zmieniało faktu, że się o nią troszczyli. Wszędzie wyczuwała ich obecność, a drobne prezenty wprawiały ją w dobry nastrój, ponieważ znaczyło to, że wciąż o niej pamiętali. I chociaż nigdy nie była tak samotna jak w tym momencie, czuła się dopieszczana jak nigdy w życiu. Może szpital nie był do tego odpowiednim miejscem, zwłaszcza że po pierwszych silnych dawkach leków pojawiały się skrajne emocje, ale teraz adrenalina i szok odeszły w niepamięć, a jej duszę napełnił spokój. Nie analizowała, tylko skupiała się na przyjemnych myślach. To pomagało.
Z samego ranka obudziło ją ciche szurnięcie krzesła. Od razu natrafiła spojrzeniem nam wpatrujące się w nią z napięciem oczy kapitana Montgomery’ego. Zastygł w bezruchu, mając nadzieję, że nie narobił zbyt dużego hałasu, ale Beckett już się obudziła.
– Dzień dobry, kapitanie – przywitała się z uśmiechem, a ten skinął jej głową i rozsiadł się wygodniej. – Wstąpił tu pan w drodze na komisariat?
Kolejne skinięcie głową i w końcu po kilku sekundach z jego ust wypłynęło pytanie:
– Jak się czujesz?
– Bywało lepiej, ale nie mogę narzekać.
– Pewnie chcesz od razu wrócić do pracy, prawda?
– Oczywiście. To dla mnie największy priorytet.
– Ale ja nie wyrażam na to zgody – zaprotestował stanowczo, ale spokojnie. Najwidoczniej dzisiaj chciał stoczyć z nią tę batalię. – Sprawę już zdążyłem ci odebrać i wysyłam cię na urlop, czy ci się to podoba, czy nie. Po prostu nie jesteś pierwszą osobą, której się to przytrafiło i wiem, że potrzebujesz czasu, żeby dojść do siebie. I nie, nie protestuj – oznajmił od razu, kiedy zobaczył, że otwiera usta, żeby coś powiedzieć. – Rozmawiałem już z lekarzem. Wychodzisz za kilka dni, a zaraz po wyjściu ze szpitala otrzymujesz trzy tygodnie urlopu. To rozkaz.
Wydęła wargi w geście niezadowolenia. Nie tak to chciała rozegrać. Nie w ten sposób.
– Tak jest, sir – odpowiedziała. – Zrobię co w mojej mocy, żeby jak najszybciej wrócić do służby.
– W to nie wątpię – mruknął, po czym zmienił ton głosu z oficjalnego na miły i troskliwy. – Kate, nie mogę postąpić inaczej. Jesteś moją podopieczną i nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało. Musisz zrozumieć, że robię to dla twojego dobra.
– Rozumiem, naprawdę – odparła, próbując się delikatnie uśmiechnąć. – Tylko po prostu jeszcze się w tym nie odnalazłam. Będę musiała wszystko na nowo poukładać sobie w głowie, więc może faktycznie ten urlop mi się przyda.
– A co z terapeutą? Masz już jakiegoś?
– Nie, jeszcze w ogóle nie miałam czasu, żeby o tym pomyśleć.
– Wydaje mi się, że mam dla ciebie kogoś idealnego. Już go poznałaś.
Spojrzała na niego z pytaniem w oczach, ale nie zdążył jej nic więcej powiedzieć, ponieważ kilka sekund później rozległo się pukanie do drzwi i do pomieszczenia weszli Ryan i Esposito. Montgomery szybko pożegnał się i wyszedł, pozostawiając Kate w towarzystwie swoich przyjaciół. Z kolei detektyw zastanawiała się, kim jest tajemniczy terapeuta i dlaczego z chłopakami nie przyszedł do niej Castle. Już w głębi duszy czuła, że czeka ją poważna rozmowa, jednak szybko odrzuciła tę myśl od siebie, starając się w tym momencie tak bardzo na tym nie skupiać. Wydarzyło się zbyt dużo i musiała wytłumaczyć pisarzowi kilka ważnych spraw. Jedyne, czego się obawiała, to ucieczka. Znała siebie zbyt dobrze i wiedziała, że najprościej jest usunąć się w cień.
* We’re waiting for you. – Czekamy na ciebie.
Genialne! :* masz talent dziewczyno, czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały, pozdro :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i również pozdrawiam.
UsuńProszę napisz 9 rozdział. Prooooszę
UsuńKiedyś napiszę na pewno. Ale na razie przygotowuję się do matury i pewnie dodam coś dopiero w maju.
UsuńZostałaś nominowana do L.B.A. Po szczegóły zapraszam tutaj
OdpowiedzUsuńNominacja do L.B.A. jest przyznawana przez blogerów początkującym blogom w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Otrzymują ją blogi o mniejszej ilości obserwujących, przez co daje możliwość rozpowszechnienia się.
Po otrzymaniu nominacji należy odpowiedzieć na 11 pytań, które ułożył jej autor. Następnie układasz 11 pytań, które zadajesz 11 nominowanym przez Ciebie osobom.Nie wolno nominować bloga, który nominował ciebie do L.B.A.!!!!
Dziękuję bardzo za nominację. To dla mnie wiele znaczy, ale ja na tym blogu nie bawię się w takie rzeczy. ;)
Usuń