sobota, 26 maja 2012

[OP] Vincit omnia veritas

Słońce pomału chowało się za horyzontem, rzucając cień na miasto. Wszyscy spieszyli się do swoich domów, wracając z pracy, by móc jak najszybciej spotkać się z rodziną i spędzić z nią ten piękny wieczór. Niebo było prawie bezchmurne, usiane tylko pomarańczowymi promieniami słonecznymi. W powietrzu unosił się zapach kwitnących kwiatów, a zielona trawa dodawała uroku naturze.
Beckett wciągnęła powietrze do płuc i przeszła powoli przez bramę cmentarną. Na alejce nie było słychać stukotu jej szpilek, ponieważ postanowiła ubrać się znacznie wygodniej, a cisza sprzyjała rozmyślaniu, które towarzyszyło temu miejscu.
Pomału, krok po kroku, młoda detektyw zbliża się do grobu swojej matki i choć była tam już wiele razy, czuła, że teraz wszystko się zmieni.
Dawne smutki i zwątpienia odeszły gdzieś, odkąd pojawił się Castle i wprowadził radość do jej życia. Nawet nie zauważyła, kiedy stali się przyjaciółmi i ich relacje wymknęły się spod kontroli, przeradzając się w coś więcej. Ale nie żałowała tego. Teraz była naprawdę szczęśliwa. Pozostała już tylko jedna, jedyna sprawa do zamknięcia, która towarzyszyła jej przez większość życia. I właśnie teraz Kate miała zamiar zakończyć wszystko, zamknąć cały rozdział swojej przeszłości i rozpocząć przyszłość z dala od niebezpieczeństw.
Stanęła przed szarym nagrobkiem, który ostatnio widywała prawie codziennie. Matka zawsze była dla niej ogromnym wsparciem i pomocą w każdej sytuacji. Kobieta wiedziała, że może powiedzieć jej wszystko, a ta w jakiś sposób jej pomoże. Tak stało się i tym razem, kiedy ostatnio tu była, chcąc podjąć jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu
Vincit omnia veritas – przeczytała na kamiennej płycie i uśmiechnęła się, widząc te słowa.
– Prawda wszystko zwyciężyła – szepnęła i położyła białą różę tuż przed nagrobkiem. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, mamo, ile to dla mnie znaczy – zaczęła swój monolog. – Dziękuję ci za to, że mnie wspierałaś, że byłaś przy mnie i nie pozwoliłaś mi zginąć. Wiem, że to ty nade mną czuwałaś i chcesz dla mnie jak najlepiej, ale wcześniej nie potrafiłam tego dostrzec. Na oślep szukałam twojego mordercy i chciałam, by cierpiał za to, co zrobił. Popełniłam najgorszy błąd i dopiero teraz sobie to uświadomiłam… – Westchnęła, wycierając szybko pomału spływającą po policzku łzę. – Widzisz, gdyby nie Castle… Gdyby nie Rick – poprawiła się – to dalej trwałabym w poszukiwaniu zemsty. To on pokazał mi, że życiem można się cieszyć i że śmierć nie oznacza końca. Wiem, że jesteś teraz szczęśliwa i już nie musisz się przejmować cierpieniem, ale wciąż o mnie pamiętasz. I nie mów mi, że nie postawiłaś Ricka specjalnie na mojej drodze, bo ci nie uwierzę. Przecież cię znam i wiem, że robisz wszystko, bym ja również była szczęśliwa, ale tu – na ziemi, jednak to teraz nie ma znaczenia… Pewnie już wiesz, że byłam blisko odnalezienia twojego zabójcy, ale prawie sama zginęłam. Tak, drugi raz naraziłam się śmierci. I nie przejmowałam się tym, że mogę umrzeć, ale tym, że Rick nie będzie wiedział, jak bardzo go kocham. Kiedy myślałam, że spadnę z tego wieżowca, myślałam tylko o nim. Chciałam, żeby mnie uratowałam i chciałam go przeprosić za wszystko, co zrobiłam. Byłam na niego wściekła, że ukrywał przede mną fakt, iż kontaktuje się z kimś, kto już rozwiązał sprawę twojego zabójstwa, a raczej ten ktoś dowiedział się, kto to zlecił, ale teraz wiem, że robił to tylko po to, by mnie chronić, a ja byłam egoistką, która nie mogła poradzić sobie z własnymi uczuciami. Pewnie śmiejesz się ze mnie teraz, że przecież zawsze byłam taka odważna. Nie, mamo, nie jestem odważna, kiedy chodzi o uczucia. Boją się związków i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. A wiesz, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? Że bałam się go skrzywdzić. Kiedy straciłam ciebie, moje serce zamieniło się w lód, a potem jeszcze wielokrotnie było ranione przez najbliższych mi ludzi. Zamknęłam się na otaczający mnie świat i nie byłam w stanie nikogo pokochać. I ja też nie mam pojęcia, jak on to zrobił, że tak po prostu jakimś cudem wdarł się do mojego serca i roztopił ten lód. Ale cieszę się, że go spotkałam, dlatego jeszcze raz ci dziękuję. I nie zaprzeczaj, bo po raz kolejny śmiem twierdzić, że to twoja sprawka. Ale wiesz co, mamo? Jeśli masz więcej takich niespodzianek, to spokojnie możesz zatrzymać je dla siebie, bo nie potrzebuję nic więcej. Rick mi w zupełności wystarczy. I pewnie przyjdziemy tu razem, żeby zaprosić cię na jedno, bardzo szczególne wydarzenie, choć będziesz mogła być na nim obecna tylko duchem, to powiem ci, że nawet gdyby ten pierścionek był tanią podróbką, to i tak bym się z niego cieszyła. Ale to prawdziwy diament i czuję się głupio, bo ja nie mogę dać Rickowi nic więcej poza moją miłością. Choć on i tak zapewnia mnie, że nic więcej nie pragnie, to ja i tak muszę wymyślić coś, co go zaskoczy. I myślałam już o tym wcześniej, ale zastanawiam się, czy nie dać mu pocisku, który trafił mnie w klatkę piersiową, kiedy on próbował mnie ratować przed postrzałem. Co o tym sądzisz? Bo ja myślę, że to wiele by dla niego znaczyło. Zresztą nieważne. Zastanowię się jeszcze. Na razie musimy zaplanować datę ślubu, póki wszystko się układa. I tak, pamiętam, że miesiąc musi mieć w swojej nazwie literę er, bo inaczej nasze dzieci nie będą poprawnie mówić. Och, te stare przesądy… Ale dobrze, wezmę to pod uwagę i obiecuję, że jeszcze tu wrócę. Teraz muszę iść, bo Rick zacznie się o mnie martwić. Także do zobaczenia, mamo. Kocham cię – pożegnała się i delikatnie dotknęła ręką nagrobka. Jej oczy powędrowały w kierunku nieba, po którym leniwie płynęły gęste, białe chmury. Kate uśmiechnęła się i jeszcze raz spojrzała na napis. Wiedziała już, że prędzej czy później prawda zawsze i wszystko zwycięży, ale ona już dłużej nie chciała brać w tym wszystkim udziału. Chciała być szczęśliwa i dopiero teraz mogła do szczęście osiągnąć, tworząc swoją własną i niepowtarzalną rodzinę.

* Prawda wszystko zwyciężyła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz