czwartek, 4 października 2012

Spacer po linie - rozdział XII

     Kate spojrzała w lewą stronę, po której siedziała jej córka. Pierś dziewczynki unosiła się miaro w równomiernych odstępach. Śpi, pomyślała była detektyw i odwróciła głowę w drugą stronę, ale tam nie napotkała twarzy znajomego mężczyzny. Od razu zganiła siebie za swoją głupotę, przypominając sobie, że James miał do nich dołączyć za kilka dni, ponieważ miał jeszcze kilka spraw do załatwienia, zanim uda się na ponad trzymiesięczny urlop, który zaplanował wraz z nią.
     Kobieta wróciła myślą do wczorajszego dnia i kłótni, która mogła pokrzyżować ich plany. Jednak wystarczył jeden telefon z kancelarii, by mężczyzna musiał przesunąć swój termin wylotu. Ale ona się nie złościła. Wiedziała, jak poważnie James traktuje pracę i nie chciała w żaden sposób na to wpływać. Poza tym ostatnia, pożegnalna noc była jak z bajki, więc Beckett nawet nie miała czasu się nad tym wszystkim zastanawiać. Wybaczyła mu niemal od razu i nie żałowała tego. W końcu na jej twarzy znów zaczął błąkać się uśmiech, a ona poczuła się szczęśliwa. Dopiero teraz sumienie dało o sobie znać, twierdząc, że to tylko złudzenie. Ale nie chciała słuchać swojego systemu wartości, więc szybko zaczęła myśleć o czymś innym, nie mogąc się doczekać, aż znowu zobaczy swojego aktualnego partnera.

***

     - Lil, kochanie, jesteśmy na miejscu – szepnęła córce do ucha i delikatnie dotknęła jej ramienia, a dziewczyna powoli otworzyła zaspane oczka.
      - Zobaczę wieżowce i poznam ciocię Lanie, wujka Javiego, wujka Kevina i… - mówiła bardzo szybko podekscytowana.
     - Tak, słonko – przerwała jej. - Ale najpierw poznasz dziadka i odwiedzisz grób babci, dobrze?
     - A ciocia Lanie nie ma na nas czekać w naszym mieszkaniu? – spytała, marszcząc brwi.
     - Ma, ale z lotniska odbierze nas dziadek, a dopiero potem, wieczorem, pojedziemy do naszego mieszkania, dobrze?
     - Dobrze, mamusiu – odparła i jeszcze raz spojrzała przez okno samolotu, uśmiechając się na myśl o czekających ją przygodach.

***

     Rozglądała się, szukając wzrokiem swojego ojca. W końcu natrafiła na jego pooraną zmarszczkami twarz, zmęczone oczy i siwe włosy. Nie mogła uwierzyć, że w przeciągu pięciu lat aż tak bardzo się postarzał.
     - Lil, to jest dziadek Jim – powiedziała, będąc zaledwie kilka kroków od niego.
     - Ale jesteś wielka! – niemal krzyknął mężczyzna i schylił się, by przytulić swoją wnuczkę. – Widać, że mama o ciebie dba.
     - Nawet aż za dobrze – odparła wesoło mądra czterolatka i uściskała dziadka.
     - Miło cię widzieć, Kate. W końcu – powiedział, podchodząc do córki, która niemal od razu przytuliła się do niego.
     - Tak bardzo tęskniłam, tato – wyznała ze łzami w oczach. – Przepraszam, że cię opuściłam. Dopiero teraz do mnie dotarło, jak wielkie było to dla ciebie przeżycie.

***

     - Jest dokładnie taki, jak go zapamiętałam – szepnęła, podchodząc do nagrobka.
     - Dbałem o niego, jak tylko mogłem. Ale wiesz, starość nie radość…
     - Daj spokój, tato – zganiła go. – Świetnie sobie radzisz.
     Usiedli obok siebie na ławeczce, a Kate wzięła Lily na kolana. Mimowolnie zaczęła opowiadać córce o babci, a Jim wspomagał ją swoją pamięcią, jak tylko mógł. Aż w końcu coś w Beckett pękło, a po jej twarzy popłynęły łzy.
     - Przepraszam, mamo… Tak bardzo cię zawiodłam – powiedziała, a ojciec tylko objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, szepcząc słowa pociechy.

***

     - Śpi?
     - Tak, przed chwilą zasnęła. Wystarczy jej wrażeń na dziś…
     - Oj, zdecydowanie. A my musimy porozmawiać – oznajmiła Lanie, wskazując przyjaciółce miejsce tuż obok siebie. Kate zmęczona opadła na kanapę.
     - Przede wszystkim jeszcze raz dziękuję ci, że się wszystkim zajęłaś. Gdyby nie ty, to mieszkanie wyglądałoby znacznie gorzej i nie miałabym dokąd wracać.
     - Daj spokój… Zawsze wiedziałam, że w końcu za nami zatęsknisz.
     - Ale tęsknię też za Jamesem i za tym wszystkim, co pozostawiłam w tamtym mieście. Nie zostanę tutaj. Zaraz po twoim ślubie wyjeżdżam.
     - Nawet nie żartuj. Nie pozwolę ci. A poza tym kogo ty oszukujesz? Nie kochasz swojego nowego chłopaka – stwierdziła patolog, patrząc się znacząco na przyjaciółkę.
     - Nie znasz go. A ja się zmieniłam – odparła szybko Kate. Cholera, za szybko.
     - Nie, Katherine Beckett. Mylisz się. Przecież widziałam, jak patrzysz w oczy Lily. Tęsknisz za tym błękitem, w którym utonęłaś. I nie wymigasz się tak łatwo.
     - Ale urodzę kolejne dziecko, dziecko Jamesa – argumentowała. – Poza tym on poświęcił się dla mnie, kocha mnie. Ja też go kocham – zapewniła.
     - A jego choroba? – drążyła temat, chcąc udowodnić byłej detektyw, że wcale nie ma racji.
     - Nawet o tym teraz nie myślę.
     - Kate, proszę cię. Każdy głupi by zauważył, że jesteś z nim z litości. I nie, nie przerywaj mi – zaznaczyła od razu. – Może go kochasz, ale to nigdy nie będzie taka miłość, jaką darzysz Castle’a. Zrozum to. Bo widzisz… Ja rozumiem, że byłaś spragniona miłości. Rutyna sprawiła, że zaczęło ci się wydawać, iż to James jest tym jedynym. I nie winię cię za to, bo bez miłości nie da się żyć, ale nie oszukuj się. Prędzej czy później zrozumiesz. Tylko pamiętaj, żebyś niczego później nie żałowała…
     - Lanie… - szepnęła po kilkudziesięciu sekundach ciszy. – Chyba masz rację. Jeśli Castle’a nie zapomniał, to ja również nie zapomniałam, tylko zakopałam to gdzieś głęboko w swoim sercu, bo za bardzo bolało. Jeszcze nie jestem gotowa się z tym wszystkim zmierzyć i może nigdy nie będę, ale… czytałam jego najnowszą książkę.
     - I co?
     - Nie żałuję, że wyjechałam. Żałuję, że tak bardzo skomplikowałam sobie życie.
     - To jeszcze nie koniec. Masz szansę na happy end. Jak ja i Javi.
     - Wiem, Lanie, wiem. Tylko powiedz mi… zamierzacie mieć dzieci?
     - Tak, zaraz po ślubie.
     - Kiedy urodzisz pierwsze dziecko, zrozumiesz.
     - Co zrozumiem?
     - Wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz