środa, 9 maja 2012

Spacer po linie - rozdział IV

    Pomału zeszła na dół. Może jej strój nie do końca był odpowiedni, ale po godzinnej kąpieli zaczęła czuć się w domu Jamesa jak we własnym. Sama w zasadzie nie wiedziała, dlaczego tak jest i co sprawia jej taką ogromną przyjemność w przebywaniu z tym człowiekiem. Miała wrażenie, że to jakaś jej pokrewna dusza, która dopiero teraz odnalazła się po latach. I Kate czuła, że nie jest w stanie zaoferować mu nic więcej oprócz przyjaźni i że z jego strony jest dokładnie tak samo. Mężczyzna sprawiał wrażenie niedużo starszego brata, którego zawsze pragnęła mieć, by razem z nim tworzyć wspaniałą drużynę. On był samotny, ona teraz też i razem mogli stworzyć coś naprawdę wspaniałego, choć była detektyw jeszcze nie wymyśliła, jak się za to wszystko odwdzięczy.
    Stanęła w drzwiach kuchni i przyglądała się mężczyźnie, który zawzięcie gotował coś, mając słuchawki w uszach. Mimowolnie uśmiechnęła się na ten widok, przypominając sobie, że Rick też miał talent kucharski. Jednak po chwili opamiętała się, wiedząc, że nie może wciąż o nim myśleć, by nie zrujnować swoich planów i nie wrócić do Nowego Jorku. Mimo to życie nie chciało pozwolić jej na tak prosty wybór.

***

    Minęło kolejnych kilka miesięcy. Rick z każdym dniem wracał do świata żywych i zaczynał bezbłędnie rozszyfrowywać przestępców. Nawet się nie zorientował, kiedy zaczęło mu się pracować z chłopakami tak dobrze, jak dawniej. A może nawet lepiej. Miał wrażenie, że zapomniał, ale z każdym wieczorem, kiedy kładł się do łóżka, przypominał sobie wszystko, co się wydarzyło. W jego sercu na nowo pojawiał się ból, który paraliżował całe jego ciał, zmysły, oddech. Wracały wspomnienia, choć on tego nie chciał, by nie myśleć, jak kiedyś było mu dobrze. W takich momentach zmuszał się, by wstać i włączyć laptopa. To właśnie wtedy jego myśli układały się w idealne zdania, wyrażając jego uczucia. Książka powstawała każdego dnia. Jedna godzina przed zaśnięciem i ból stawał się do zniesienia, bo Rick wiedział, że w ten sposób pisze swój własny, jedyny dziennik, który kiedyś przeczyta Kate i dowie się wszystkiego. To był jego własny, osobisty testament, coś w rodzaju autobiografii umieszczonej w całkiem innej rzeczywistości, rzeczywistości innych – lecz wciąż tych samych – bohaterów. Atramentowy świat pomału przybierał swoje kształty, by po czterech latach zmaterializować się całkowicie. Pojawił się w świadomości jego znajomych i fanów, choć tylko ci najbliżsi, znający go od dawna, byli w stanie oczytać metaforyczne znaczenie książki. Tylko oni byli w stanie to zrozumieć i wyciągnąć wnioski. Może nawet w jakiś sposób pomóc, ale na pomoc było już za późno. Słowa zostały spisane na odległej planecie świadomości. I tylko jedyna w swoim rodzaju dedykacja pozostała wciąż rzeczywista.

***

    Właśnie skończyła pracę i miała zamiar odebrać córkę z przedszkola. Szybkim krokiem skierowała się w kierunku metra, gdy jej wzrok nagle powędrował w kierunku księgarni. Zatrzymała się na chwilę, a wraz z nią zatrzymał się czas. Był okrutny, wracając za każdym razem i pokazując swoje dawno zatarte blizny. Tym razem było to coś zupełnie innego. Coś, co nie pozwoliło jej złapać oddechu i zebrać własnych myśli w całość. Czas nakazał jej iść i wrócić do tego, co było. Do tych jedynych książek, które skradły jej serce i do tego pisarza, który skradł jej duszę.
    Stanęła przed szybą i mimowolnie skierowała rękę w kierunku okładki, na której widniała piękna, brązowowłosa dziewczyna stojąca nad brzegiem morza podczas zachodu słońca. Nie widziała jej twarzy, ale doskonale zdawała sobie sprawę, kim ta osoba jest. To była ona dziesięć lat temu. Doskonale pamiętała moment, kiedy odwróciła się i zobaczyła, że jej ojciec zrobił zdjęcie. Jedyne, na którym wyszła tajemniczo. Jedyne, na którym wyglądała jak swoja matka, kiedy była w jej wieku. Przecież miała dokładnie te same włosy i tę samą figurę. A teraz Kate patrzyła na to przez pryzmat szyby w księgarni.
    Wyciągnęła telefon z kieszeni i zadzwoniła do Jamesa. Odebrał po pierwszym sygnale.
    - Hej, Kattie – rzucił, czekając na sarkastyczny komentarz dotyczący tego zdrobnienia. Jednak nic się nie zdarzyło. Zmarszczył brwi i już miał się odezwać, słysząc nieregularny oddech po drugiej stronie słuchawki, kiedy kobieta go uprzedziła.
    - Odbierz Lily z przedszkola.
    - Stało się… coś? – dokończył pytanie, słysząc już tylko sygnał przerwanego połączenia. Wiedział, że Beckett nie zadzwoniłaby do niego, gdyby nie miała powodu. Zmartwił się i oddzwonił do niej, lecz ona nie odbierała. Nie mogła lub nie chciała. Zrozumiał ją i nie zamierzał jej przeszkadzać, lecz ubrał kurtkę i wyszedł z mieszkania, by odebrać małą szatynkę z przedszkola.
    Tymczasem Kate włożyła komórkę do kieszeni płaszcza. Wzięła głęboki oddech i z duszą na ramieniu przekroczyła próg księgarni. Sięgnęła po książkę, na której widniała jej fotografia i delikatnie przejechała dłonią po okładce. Podeszła do kasy i zapłaciła, wciąż nie mogąc się nadziwić, dlaczego to robi. Przecież autor był napisany wyraźnie – Richard Castle. Tyle wspomnień, tyle smutku i radości. Nieidealne harmonia zakłócona przez tyle wydarzeń, które doprowadziły do teraźniejszości. Ale nie to przerażało najbardziej. Może robił to sam tytuł, który nasuwał zbyt dużo wyobrażeń. Spacer po linie – przeczytała Kate i przymknęła na chwilę powieki. Pomału odwróciła książkę i z lękiem spojrzała na tym okładki. Zaczęła czytać, sama nie wiedząc, dlaczego to robi.

Przyzwyczajeni do jednego gatunku, nie dostrzegamy, ile autor jest w stanie pokazać w swoich książkach. W moich dziełach zazwyczaj chodziło o idealne morderstwo i pracę osób odpowiedzialnych za znalezienie zabójcy. Ale zmienił się mój pogląd na świat, zmieniło się moje życie. I mam nadzieję, że tą historią pokaże Wam, iż świat nigdy nie jest idealny – taki jak w książkach - choć tak naprawdę się uzupełnia. Yin i Yang. Radość i smutek. Harmonia, która może zostać zaburzona. Balansowanie na krawędzi rzeczywistości. Istny spacer po linie prowadzący do morderstwa serca i duszy.

    Serce Kate przyspieszyło niespodziewanie. Miała wrażenie, że wie, co za chwilę przeczyta. Drżący rękami otworzyła książkę na pierwszej stronie i spojrzała na dedykację.

Dla mojej jedynej muzy za to, że byłaś.
Choć może to tylko moja własna wyobraźnia?

    Z każdą sekundą coraz szybciej łapała powietrze. Każdy oddech sprawiał jej ból. Słowa ugrzęzły w gardle, a ona wciąż wpatrywała się w te dwa zdania. Przed oczami zaczęło jej się robić ciemno. Świat zaczął wirować i nie dawał się opanować. Myśli galopowały, nie dając choć na chwilę odzyskać świadomości. A potem była już tylko ciemność i tępy ból dochodzący zza jej granicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz