środa, 9 maja 2012

Gorzki smak szczęścia - rozdział III cz.7.

Dotarli na komisariat brudni i zmęczeni. Kiedy napotkali uśmiech Ryana i Esposito, wiedzieli, że na pewno uda im się udowodnić niewinność Kate. Obaj prawie rzucili się, aby wyściskać detektyw.
– Wiedzieliśmy, że ci się uda – oznajmił Kevin.
– Twoja przyjaciółka…
– To nie jest moja przyjaciółka – przerwała Beckett Javierowi. – Już nie.
– Zatem pani Donovan, kiedy dowiedziała się, że zostałaś porwana, powiedziała nam wszystko – dokończył. – Aresztowaliśmy Josha i jego siostrę, jak próbowali wyjechać z Nowego Jorku, ale kiedy nie znaleźliśmy was w tej piwnicy, zaczęliśmy się martwić.
– Nie trzeba było – odparł Castle. – Kate zna takie przejścia, których odnaleźć nie powstydziłby się nawet sam Ben Gates. Z nią nic mi nie groziło.
– Rick, sam nieraz ocaliłeś mi życie – od razu powiedziała, patrząc na niego z miłością w oczach. – To ja powinnam ci podziękować.
– Och, Kate – szepnął tylko i przyciągnął ją do siebie. Ryan i Esposito spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się, kiwając głowami. Doskonale zdawali sobie sprawę, co się święci. Lanie podeszła do nich i nie chciała przerywać im tej chwili. Dopiero kiedy Beckett odsunęła się od Castle’a, prawie rzuciła się na przyjaciółkę.
– Dobrze cię widzieć – szepnęła doktor Parish.
– Jeszcze lepiej ciebie – odparła Kate, mając łzy w oczach. – Ty przynajmniej jesteś moją prawdziwą przyjaciółką i nigdy mnie nie zawiodłaś. No i wy też jesteście wspaniali – dodała, kiedy usłyszała głośne chrząknięcie mężczyzny. Po chwili dołączył do nich kapitan Montgomery, przynosząc butelkę szampana.
– Trzeba to oblać – oznajmił.
– Och, ja nie piję – uprzedziła go od razu Beckett i spojrzała na zdziwione twarze swoich kolegów. Lanie tylko uśmiechnęła się i mrugnęła do Castle’a, który objął Kate w talii i spytał się jej:
– Powiemy im?
W odpowiedzi detektyw pokiwała głową i nabrała powietrza. Przez chwilę cieszyła się tym momentem, w którym nikt jej nie przeszkadzał, a cała uwaga była skupiona na niej.
– Jestem w ciąży – powiedziała.
– A ja jestem ojcem – dodał Castle i od razu posypały się w ich kierunku gratulacje. Był to jeden z najwspanialszych momentów, jaki kiedykolwiek przeżyli wspólnie. Nie spodziewali się, że ta wiadomość wywoła tak wielką radość wśród zespołu. Cieszyli się wspólnym szczęściem i zaczęli śpiewać piosenkę na cześć Kate, którą kiedyś napisał Rick, nic nie mówiąc o tym pani detektyw.
Po wszystkim pisarz odprowadził swoją ukochaną do domu. Stanęli przed schodami prowadzącymi do drzwi, trzymając się za ręce. Beckett spojrzała w gwiazdy i uśmiechnęła się.
– Wiesz, jestem szczęśliwa – wyznała. – Jak nigdy dotąd – dodała po chwili.
– Ja też – przyznał. – Ale bez ciebie nie byłoby już tak samo. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem.
Spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się, bo wiedziała, że mówił szczerze. Chciało jej się śmiać, kiedy przypominała sobie ranek tego dnia i jak się zachowywała. Nie spodziewała się, że w tak krótkim czasie w jej życiu wydarzy się tak wiele. Dzięki temu coś sobie uświadomiła.
– Kocham cię, Rick – szepnęła.
– Co, co mówisz? – zapytał, udając, że nie usłyszał.
– Że cię kocham – powtórzyła nieco głośniej.
– Że jak?
– Castle!
– OK, OK. Już nie będę – zaśmiał się.
– Raz się żyje – stwierdziła, po czym krzyknęła. – Kocham cię, Ricku Castle!
– Ja ciebie też, Kate Beckett – odkrzyknął, śmiejąc się. Wiedział, że zachowywali się jak dwójka nastolatków, którzy przeżywają swoją pierwszą miłość, ale tak się właśnie czuli. Właśnie spełniały się ich marzenia. Ich sny, w których śnili o sobie nawzajem.
Usiedli obok siebie, wpatrując się w gwiazdy. Kate oparła swoją głową na ramieniu Ricka, a ten objął ją i zaczął gładzić po ręce. Mieli wrażenie, że nic nie może zepsuć ich wspólnego szczęścia, a przeszłość została za nimi raz na zawsze.
– Przydałyby nam się wakacje – stwierdził pisarz.
– W to nie wątpię – odparła detektyw.
– Wiesz co, Kate?
– Hm?
– Wiem, że to może nie jest tak, jak sobie to wyobrażałaś, ani tak jak ja sobie wyobrażałem, ale… Wyjdziesz za mnie?
– Chyba żartujesz… – powiedziała, wysuwając się z jego objęć i uważnie patrząc w jego oczy.
– Nie, mówię całkiem serio – odparł.
– Och, Castle…
– Czy to znaczy tak?
– Oczywiście, głuptasie. Wyjdę za ciebie nawet na końcu świata.
– Skoro tak chcesz… Może pobierzemy się na Alasce?
– Rick…
– W Azji?
– Rick.
– Na Grenlandii?
– Castle…
– Wiem! Na Antarktydzie?
– Castle!
– OK. Co powiesz na Nowy Jork?
– Myślę, że to całkiem dobry pomysł.

2 komentarze: